6 maj 2009

Sam na sam z roszponką…

Czy może być coś bardziej absurdalnego, piątkowy wieczór z roszponką, podaną nie wymyślnie, na płaskim talerzu. Coś z niczego w pięć minut i proszę.

Ten piątkowy wieczór miał być zupełnie inny, ale świat zaskakuje, lepiej się z tym pogodzić, niż łudzić.
Plany rozpełzły się z koleżeństwem, ja w swej determinacji uratowałam kino. ,,Milioner ze slamsów“ - nowy film Boyla jest genialny, trzyma w napięciu jak dobry horror, bawi jak bollywoodzka szmira. Wyciska łzy, pokazując prawdę na którą trudno się zgodzić.
Po tej krótkiej reklamie światowej kinematografii, wróćmy do roszponki, bo ona jest bohaterką dzisiejszego wieczoru.
Podałam ją sama sobie z lekko zeszkloną białą cebulą i awokado, z odrobiną sproszkowanej kolendry, przywiezionej z Indii, żeby jakoś powiązać kulinarną część wieczoru z kulturalną i… zalałam to wszytko olejem z pestek dyni, posypałam solą morską, popiłam Otazu, Berquera 2001 Reserva.
Samotne wieczory mają swój urok, oczywiście pod warunkiem, że nie rwiemy sobie włosów z głowy, że nie siedzimy z ukochanym w nastrojowej restauracji, smakując lobstera, popijając Chablis.
Autentyczna bliskość z drugim człowiekiem jest niezastępowalna, ale nic nigdy nie jest dane na zawsze. Pokochać piątkowy wieczór z roszponką to nie lada sztuka.
(Warszawa, 27 lutego 2008)