20 mar 2010

Warsaw by night

fot. Renata Plaga

Konfrontacja z rzeczywistością bywa szorstka, i w poważnych urzędach, i miejscach rozrywek popularnych. W tych pierwszych, pod szyldem rozwoju przedsiębiorczości chowa się głęboki PRL i koleśland. Chcesz się petencie czegoś dowiedzieć, musisz swoje odczekać. Potem w rozmowie z panienką z okienka wykazać dużą elastyczność. Sam sobie zadajesz pytania i sam na nie odpowiadasz. Na inicjatywę interlokutorki nie licz. Programy Unijne mają się dobrze, zwłaszcza na folderze. A ich głównymi beneficjentami są firmy instytucje, które je obsługują.
Zupełnie inaczej jest w branży rozrywkowej.
Odwiedziła mnie ostatnio serdeczna koleżanka – która za głosem serca wyemigrowała do Monachium. Stęskniona Warszawy, zażyczyła sobie nocnych rozrywek. No cóż, z mapą kulinarną stolicy jestem na bieżąco, ale tzw.: ,,miejskie kluby”, to raczej niekoniecznie.
Po przyjemnych bąbelkach z Walencji i nie najmłodszym Chardonnay z Sycylii (te atrakcje w Vinotece 13) przypadkiem trafiliśmy do KLUBU KARMEL. Spędziliśmy tam około 4 minuty. Jako osoba raczej wrażliwa w ZOO, nie wytrzymuję długo. Na wejściu przywitała bramka, która lekcje manier pobierała w koszarach. Na parkiecie tłum: tiule, przetlenione blondy, brokat. Wołomin, Legionowo, liceum fryzjerskie. To wszytko w Warszawie na ulicy Kredytowej, za jedyne 20 PLN. Polecam omijać łukiem długim i szerokim. Na szczęście wieczór uratował Nowy Wspaniały Świat. Uff !!!