6 sty 2010

Nie do publikacji.

fot. Krzysztof Miller

Mój znajomy Fotoreporter czasami wysyłał do Gazety zdjęcia opatrzone takim właśnie komentarzem. W jego odczuciu było na nich ,,więcej” niż mógłby normalny czytelnik wytrzymać. Świat karmi się sensacją, a wojna to zawsze ,,dobry” news. Na szczęście są fotoreporterzy i Gazety, dla których względy humanitarne są ważniejsze od zarabiania na krwi. Ludzie mediów i artyści mają ogromną odpowiedzialność. Efekty ich pracy oddziałują na odbiorce, zmieniają go, prowokują do refleksji szlachetnych, albo nieszlachetnych. Jak to mawiał znany ,,reklamiarz” Bill Bernbach: ,,...ludzie mediów mogą uczynić świat pięknym, albo go zbrutalizować...”. Ciekawe co na to, redakcje różowych pisemek i tabloidów, tam nie ma dylematów. Tam wszystko jest do publikacji. Granice intymności, okrucieństwa, kiczu nie istnieją. Masowa reklama chyba też nie uznaje terminu: ,,nie do publikacji". Agencje zrobią wszytko by utrzymać klienta. Nie ważne czy wieszają wołowe z kością na bilbordzie, czy wyglądającego jak wykidajło z burdelu uśmiechniętego Pana. Względy estetyczne ani standardy obyczajowe są bez znaczenia. Klient tak chciał, albo ,,badani"... . Kilka lat temu w tv chodziła żenująca reklamę proszku Ariel - schemat spotu: niemożność posiadania dziecka, adopcja, brudne pranie i czyste dzięki ,,wspaniałemu, nowemu Arielowi". Pracował nad tym konceptem sztab wykształconych ludzi i żadnej refleksji? Zależy nam na życiu na pewnym standardzie i zgadzamy się na publikowanie rzeczy ,,nie do publikacji”. Żeby ,,pojechać karetą do ślubu", ,,odrestaurować willę z 1923 roku". A dobre samopoczucie..., też jest coś warte!!!