25 gru 2010

Święta rodzina

fot. Renata Plaga

Święta kojarzą się z rodziną. I Tą Świętą betlejemską i tą mniej Świętą czyli naszą. Rodzinne historie są różne. Jedną miarą się tego zmierzy i nie zważy. Jedni kochają swoje rodziny, są z nich dumni, inni trzymają się od rodzin z daleka, kierowani samozachowawczym instynktem. Rodziny wspierają w drodze przez życie, albo niczym kula u nogi trzymają blisko dna. ,,Z rodziną najlepiej na zdjęciu”, w dobie cyfrowej fotografii klisza nie pęknie. Może być problem, jeśli poddamy zdjęcia analitycznej obróbce psychologa. Tam zaczynają się schody, prowadzące w ciemną dziurę. Rodzinę tworzymy sami, wybieramy partnerów, uczymy życia dzieci. Tu można dużo jeśli ma się odwagę mówić własnym głosem i siłę by zadbać o jego słyszalność. Prawdziwi przyjaciele, to też rodzina, gdy dzielą z nami spektakularne sukcesy i sromotne klęski. Rodzina to bliskość. To ciepło, szacunek, wzajemne uznanie. Rodzina to prawda, zaufanie... i miłość po prostu. Nie ważne z jakiej rodziny się wychodzi, ale jaką zbuduje, albo co zamiast.
Jednak, Święta to święto rodziny... fajnie jak jest, naprawdę co świętować i starczy na to czasu po wytoczeniu się z ze sklepów.

17 gru 2010

Róg obfitości

Sypnęło śniegiem, i o dziwo, tym razem nawet drogowcy nie byli zaskoczeni. Aura za oknem świętom sprzyja, rozweselają migotki na ulicach. Zadłużamy się na potęgę, chociaż niech na ulicy świeci. Nowy Świat to nie Nowy York, ale swoje uroki ma.
W grudniu wszystko przyspiesza, pokończyć stare, zaplanować nowe. Trzeba się ciągle z kimś spotykać, służbowo, prywatnie i tak w kółko. Świąteczny small talk się nie zamyka.
Na mróz nie jestem odporna i ciągle muszę się czymś rozgrzewać. Marzy mi się na ulicy ciepły gar z zupą, najlepiej harirą, gorąca czekolada z cynamonem na każdym rogu, obok wino grzane pachnące goździkami...
Wiedeń ma swój grog, u nas w kawiarniach zimowe smaki kawy i ... ale jakoś ostatnio niewiele uśmiechu. Może Mikołaj coś zmieni...

Angel or dust

,,W moim początku jest mój kres”, pisał T.S. Eliot. Mocne, ale nieuchronne. Żyjesz i nagle już nie. Śmierć bardziej dotyka, tych co zostają. Gdy odchodzą piękne dusze, czegoś brak. Każdy może żyć pięknie, z pasją, autentycznie, na maxa. Nie każdy z chce. Kiedy odchodzi gnuśny i podły, ziemia lekką mu jest. W następnym wcieleniu coś nadrobi... a może nie. Koncepcja reinkarnacji, to kwestia wiary. Piekło i niebo też są względne, szczególnie na ziemi.
Zaskoczyła mnie śmierć Mirka Olszówki. Był chory, ale śmierć? Była czymś tak od niego odległym. Wciąż kreował, tak prawdziwie... Stawał na głowie by zrobić Festiwal,,Inne brzmienia” i... brzmiało. Pokazywaliśmy tam z Tomkiem Sikorą tam,,Kobietę” i ,,Uszłyszane w ciszy”. Festiwalowy klimat był wart więcej niż wygrana w Totka. Wciąż jeszcze nie wszystko da się kupić, w świecie gdzie na sprzedaż jest już prawie wszystko. Może właśnie to ,,prawie” jest najcenniejsze. Olszówki już nie ma, dawał z siebie, chyba czasem więcej niż mógł. Emanował taką energią, że wszystko wokół stwało się możliwe! Jak w piosence Voo Voo...
Dlaczego tak piękni ludzie odchodzą tak nagle, tak młodo...

3 gru 2010

No limits!

fot. Krzysztof Miller

Świat bez barier, nawet językowych. To nie idea... to facebook. Możesz ,,poznać” każdego, obojętnie gdzie i jak urodzony. Społeczny egalitaryzm w wirtualu. Dla niektórych facebook, jest bardziej realny niż real. Tysiące ,,znajomych”, których on face nie poznali. Czy w ogóle istnieją. Facebook rządzi, nawet rządzącymi, skoro już Elżbieta jest sfacebookowana. I co dalej, no właśnie. Badacze nie nadążają z badaniem fenomenu facebooka. Teoretycy fabrykują teorie o fenomenie facebooka. A ten wciąż pączkuję. Nie musi czekać sto lat by wpisać się w historię ludzkości... Może nawet otworzył jej nowy rozdział. Ten kolejny, albo i ostatni.
Zarabiają na nim, zrywają w nim związki, ogłaszają zaręczyny, nie robią nic. Co jeszcze wymyśli Zuckerberg. Może stworzy antyfacebook, albo nic. Na szczęście facebook nie jest korporacyjnym wytworem. Zrodził się z prostej potrzeby... ludzie chcieli być są sobą w relacji i są tylko, że wciąż wirtualnie.


21 lis 2010

Być jak Banksy!

fot. Tomek Sikora

Przewrotnie czasami buntownicy stają się milionerami. I osobiście cieszy mnie to!!!!!!!! Jeden dorabia się całe życie i spokojnie umiera, drugi z hukiem. Nie wiem gdzie w tym porządku klasyfikują się: nasza, uwłaszczona nomenklatura, oligarchowie z za wschodniej ściany i kanciarze z Wall street. Pewnie nikt nie chce wiedzieć, przynajmniej nie organy ścigania, ani politycy. Temat śliski, rock 'n' roll bliższy i bezpieczniejszy.
Obejrzałam ,,Wyjście przez sklep z pamiątkami” – paradokument w reżyserii Banksy'ego. ,,Mazanie po murach” okazuje się być w cenie. Prace najlepszych street artowców sprzedają się powyżej paczki w renomowanych domach aukcyjnych. Outsiderzy balansujący na granicy prawa. Nie lubi ich władza, bo prowokują do myślenia. Ich prace w przestrzeni miejskiej są spektakularne i nie banalne. Banksy nie szuka rozgłosu, nie publikuje nigdzie swoich zdjęć. Jest nieuchwytny dla fotoreporterów. W przeciwieństwie do ,,gwiazdek”. Te zanim puszczą bąka, już dbają o to, by świat upajał się jego zapachem. No cóż każdy buduje swój image tak jak chce, albo jak nie chce... Genialny graficiarz staje się multimilionerem i mega gwiazdą... a on sobie tylko odregowywał absurd na murach.

13 lis 2010

Siła wyższa

fot. Renata Plaga

Ubezpieczenie jest w cenie. Podróżujesz to płać. Albo ryzykuj... . Na pewne ryzyko osobiste mnie stać, na nie pewne nie. I co na to ubezpieczyciele? Zawsze mają gotowe NW w promocji. Jak szlak człowieka trafi, to ktoś się pocieszy okrągłą sumką. Jak nie masz ani żony, ani męża, ani nawet psa... to masz problem.
Z przyziemnych paradoksów, jak ląd się zatrzęsie i stracisz bagaż w szczelinie, to sorry... ,,siła wyższa”. Ubezpieczenie nie zapłaci ani grosza. Podobne wykluczenia dotyczą pyłu wulkanicznego, wojen, powodzi i... pewnie jeszcze czegoś, co pod paragraf ,,siły wyższej” da się podciągnąć.
Paradoksalnie, siła wyższa zaskakuje. I nie na potrzeby cwaniakujących korporacji ubezpieczeniowych.
Czasami wycina z nóg badanie kontrolne. Przypominał mi się tekst z ,,33 sceny z życia”: ,,A ja głupia myślałam, że jak będę jeść brokuły, to nie będę mieć raka.” Życie zaskakuje i nie tylko na ekranie. Co dalej..., zacytuje bohatera Szumowskiej: ,,Nie wiem”.

31 paź 2010

Polepszacze

fot. Renata Plaga

Polepszacze są wszędzie: w chlebie, w powietrzu, w nas. Żona znajomego partnera z firmy consultingowej, tak polepszyła usta, że już się nie odzywa. No cóż, botoks czyni cuda, ma usta ,,większe” od głowy. Kobiety polepszają włosy namiętnie, szlifują długość i kolory. ,,Kreatorzy fryzur” (fryzjerzy) mogą o byt się nie martwić dopóki ich klientki nie wyłysieją. Potem zarobią kreatorzy peruk. W reklamie ,,nowością” są nowe ulepszone modele. Politycy polepszają nam życie: to codzienne i to przyszłe. Szkoda tylko, że za nasze (podatników) pieniądze. Poseł Palikot, co prawda, bawi się za swoje.., ale ,,jedna jaskółka wiosny nie czyni”.

Co było bez polepszaczy. Chleb nie byłby taki puszysty, ale za to nie powodowałby wzdęcia, choroby wieńcowej, później dopadałaby skleroza. Trudno zaakceptować małe usta, w Pameli Anderson, czy Angeliny Joli. Ale zostaje jeszcze piękny uśmiech. Polecz zęby i czaruj, kobieto. Obstrzykiwanie się jadem kiełbasianym, na zdrowie nie wyjdzie.
Co decyduje, że życie jest polepszone, a nie popiepszone. Stan, konta, 2, 3 auto, liczba kochanków, dzieci, domów, przebytych kilometrów. Więcej przyjaciół na facebooku. W NYC, nie można być ,,za chudym i za bogatym”. A co post PRL-u?

26 wrz 2010

Kto tym kółkiem kręci?

fot. Renata Plaga

Były wakacje. W wakacje można dojść do różnych wniosków: co ja robię z tym człowiekiem, jak dobrze że nie muszę nic, albo o Boże!!! nie umiem robić nic... . Po wakacjach jest inaczej. Wrześniowy amok i rozpasane oczekiwania systemu edukacji stawiają do pionu. No cóż, ,,bo kreskówki się same nie obejrzą, do roboty“. Czasami jej jest duuuuuuuuuuuuuużo. Są terminy, zobowiązania, a ludzie zaufali. Presja jest to ogromna, własny biznes jest bardzo wymagający.
Jak żyć w amoku, kiedy w głowie pulsuje myśl za myślą i nie można przestać...

Na dole w domu mam sklep zoologiczny, podglądam czasem chomiki biegające w metalowym kółku. Po co tam wchodzą i po co tak biegają w miejscu? Może z powodu nadwagi, ludzie też biegają w miejscu na fitnesowej bieżni i jeszcze wiadomości przy tym oglądają.
Promuję ,,work life balance”, czasami jest work, czasami life, czasami balance.
Te chomiki mają beznadziejne: siedzą w szklanym boxie i biegają w miejscu, nawet nie w kółko.

19 wrz 2010

Te z miasta

Marzy mi się dom w zacisznym zakątku, najlepiej ze starodrzewem wokół... rodzinna sielanka w Kotem w tle. Pragnienia jak każde inne... mogą się ziścić.
Ale jak to!!!, przestanę celebrować kawki, lunche, winne degustacje. Pisać po nocach, wymyślać kolejne rzeczy... do roboty. Moja Przyjaciółka, miejska kobieta sukcesu, ma w perspektywie emigrację. Nie gdzieś do Bangladeszu, do innej zachodniej stolicy kultury i blichtru. I co... i nic: jak zostawić to co się kocha, pracę, przyjaciół, w imię realizacji ,,wyższych”, społeczno-uczuciowych pragnień. Buty piękne kupi się wszędzie, nawet ulubioną kawę, ale czas prawdziwie dzielony z drugim człowiekiem ma wielką wartość... ,,niezastępowalną”, jak zauważył Tom Ford (ten od okularów i garniturów) w poetycko pięknym i cholernie życiowym filmie ,,Samotny mężczyzna” (to jego debiut reżyserski).
Każdy ma w życiu wyzwania na swoją miarę, jeden nie ma gdzie mieszkać, a drugi nie wie gdzie. Przejechałam niespodziewanie Europę, od Północnego Morza do Alp. Pięknie jest, gdziekolwiek się jest. Stary ląd, oglądać warto, jak turysta Europejczyk, niekoniecznie zza szyby klimatyzowanego hotelu, czy służbowej taksówki.
Dziwnie jest tylko po powrocie do Warszawy... krótkie metro, kierowcy samochodów nawet bez katalizatorów rządzą na ulicach... Ale tutaj są ,,Te", co flaszkę wina nie dopitą w restauracji, wynoszą w torebce LV. ,,Te" z którymi mogę nagadać się jak przekupa... .

9 wrz 2010

Zawodowcy

fot. Renata Plaga

Nie wklejałam nic od miesiąca w Blogostan. Czasu brak, znudziło mi się, zwątpiłam w sens prowadzenia bloga dla garstki czytelników...
Powszechnej modzie na bycie zajętym nie hołduje, mam czas na to co ważne. Cóż mogło mi się znudzić po roku. Przeciętnie człowiek chodzi przez dziesięć lat do tego samego biura i mu się nie nudzi. Ja tylko klikam. Statystyki nie uznaję, bo o jakość w życiu chodzi, a nie ilość. Nie każdy Blog to spamo-blog. Obejrzałam ostatnie dzieło Copoli ,,Tetro” i stąd pomysł na wpis o Zawodowcach. Lubie pracować z zawodowcami, nie zadają głupich pytań i nie relacjonują rzeczywistości 1 do 1. Po czym poznać zawodowca? Mniej mówi, chyba nie… z moim ADHD nie mam szans. Nosi się dobrze… tak, dobrze, albo w ogóle. Hity z ,,Avanti" i ,,Logo" omija szerokim łukiem. Nie potwierdza się formą, ani treścią, bo nie musi się potwierdzać. Z atencją robi co ma robić i nie wiele poza. Nie zgadza się z każdym i ze wszystkim. Na pytania odpowiada konkretnie: tak, nie, może, albo pyta wprost: po co. W przeciwieństwie do nie-zawodowców, którzy odpowiadają długo, ale nie wiadomo na jaki temat. Prezentacje jak musi, robi krótkie, swoje wystąpienie nie zaczyna do 50 stron spamu wtykanego każdemu klientowi przy byle okazji. Zawodowiec nie biega z papierami po korytarzu, bo szkoda mu na to czasu. Pokazywał, że pracuje jak był ,,mały”, teraz już nie musi. Ostatnio firmy pozbywają się zawodowców bo drożej kosztują i głupiej roboty nie robią. To nieekologiczne, zawodowcy marnują mniej papieru, bo wiedzą po co i jak go używać.

9 sie 2010

Swinging time

fot. Renata Plaga

Cenię czas. Porażką jest trwonić go w złym towarzystwie. Zarówno tym przypadkowym, jak i wybranym pochopnie na całe życie. Pan od ekononomii wbijał w głowy, by każdą decyzje rozpatrywać z perspektywy straconych możliwości. Słucham przeciętnego słuchacza i proszę: w tym czasie nie obejrzę dobrego filmu, nie porozmawiam z kimś ciekawym, nie podyskutuję z pasją o winie... Nie zobaczę zachodu słońca, bo ten baran lub baranica zaleje go potokiem słów… I czego jeszcze nie zrobie…, nie zrobię zdjęć! W końcu się wścięknę, że tracę czas na beznamiętny small talk. Właściwie można prowadzić go on Skype, albo on Facebook, bez wychodzenia z fotela. Rzeczywistość komunikacyjna się zmnienia. Wraz z nią zwyczaje w konwersacji. Zawoalowany flirt facebokowy, albo komunikat dosłowny. Do wyboru do koloru, jak kto woli. W sieci jest bezpiecznie: można się schować i ukryć emocje. To wygodne i nikt nie zrani.
Co lepsze, bezpieczne interakcje, czy te otwarte bez złudzeń, do bólu. Bliskość ma swoją cenę, ale może i wartość.

3 sie 2010

Azja czy Europa

Fot. Renata Plaga

W Europie dobrze jest. No może nie wszędzie tak samo dobrze i nie każdemu. Unia ma swoje plusy. Wsiadasz w pociąg w Brukseli i za 2 godziny jesteś w Amsterdamie i nikt nie pyta po co i dlaczego. Brak granic to niewątpliwy benefit tej całej zabawy z unijną integracją. Od dusznych i dopieszczonych secesyjnych uliczek zawsze wolałam bezkres azjatyckiego stepu. Ale czasami może być inaczej, w końcu są wakacje. Amsterdam jest piękny, kolorowy, oddycha. Holendrzy fascynują jak można zrobili sobie Wenecję na Północy. Morzu wyrwali kawałki lądu (poldery) odsolili i pasą tam owce. Przesiedli się na rowery skutecznie, a na duże auta patrzą z pogardą... pewnie dlatego że jeżdżą nimi głównie niemieccy turyści. Uatrakcyjnili swoją płaską rzeczywistość. Morze Północne jest cieplejsze od Bałtyku, ma silniejsze fale i głośniej skrzeczą mewy. Wszędzie jest czysto, można w każdy zakątek wygodnie wjechać rowerem, pełen relaks!!! Uwielbiam i Sopot i Hel i moje Sasino i Holandia i Polska nadmorska ma swój urok, choć nieco inny. Ale gdyby tak... móc się obudzić w Karwii i nie słyszeć tam gokardów o 7 rano, nie wąchać smrodu spalonej frytury, nie przebijać się przez stragany plastikowej chińszczyzny, nie słuchać disco relaksu na 1000 decybeli zewsząd, nie natykać się co chwila na rozwszeszczane hordy pijanych nastolatków... nie potykać się o plastikowe grające zabawki, którymi rodzice chcą uatrakcyjnić dzieciom nadmorskie wakacje. Nuda nad morzem jest piękna, ale polscy turyści nie wiedzieć czemu wolą te bardziej ,,wyrafinowane” atrakcje.

19 lip 2010

PKP

fot. Renata Plaga

Podróżuj Kolejami Polskimi... byle nie za często… . I warto pamiętać, że ,,LOTEM bliżej”- taki slogan dobre kilka lat wisiał nad wejściem do Dworca Centralnego w Warszawie.
Dodałabym nieśmiało… ,,Lotem bliżej''... koniem szybciej. Jak co roku w wakacje, po przejechaniu się PKP Intercity, widzę jak jest. Daleko do Europy, 260 km ekspresowo pokonujemy w 5 godzin i 10 minut. Pewnie wybory coś zmienią… Dostaniemy skrzydeł i zaczniemy latać. Wtedy kompletnie uniezależnimy się wtedy od PKP. Mam nadzieje, że ten scenariusz się nie ziści. Koniec z polityką, bo nadgorliwi urzędnicy pozwą mnie o naruszenie ciszy wyborczej i tak skończy się to moje bezkarne blogowanie.
W wakacje nie dzieje się wiele, tak się wydaje. Słońce rozleniwia, ogrodowe grille, letnie ogródki w knajpach, flirty. Trzeba tylko na to wszystko jakoś zarobić. Kampania prezydencka ratuje wakacyjny sezon ogórkowy. Wakacje dla fotografów, pismaków, organizatorów rozrywki to czas ciężkiej pracy. ,,Bo ktoś musi nie spać by spać mógł ktoś".
Warto mieć wakacje, po wielu latach biurowej pracy w klimatyzowanym pomieszczeniu, zobaczyłam, że lato jest piękne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

15 cze 2010

Co i po co?

fot. Renata Plaga

O czym teraz... czasami myślę, że wszystko ważne zostalo napisane, może już nawet w Starożytenej grecji, a może w Vedach. Kogo obchodzą ,,jakieś" teksty na blogu. Czytamy dziennie tysiące słów, a zostaje z tego w głowie zdanie. Niemniej jednak piszę dalej... :-). Wróciłam z Doliny Egeru, pięknie!!! Trzeba trenować, distinction na egzaminie sommelierskim zobowiązuje. Praca czy pasja, a może jedno i drugie. Jak oddzielić jedno od drugiego, a może połączyć. ,,Pracuj z pasją żyj w harmonii” – więcej: www.corporate-wellness.pl . To możliwe! Ostatnio prowadziłam sporo rozmów z ludźmi pracującymi w korporacjach, o korporacjach. Sławek Muturi, wieloletni Partner w Arturze Andersenie, potem Deloitte, pracował by zwiedzić cały świat i zrobił to. Konsekwentnie odwiedzał kraj po kraju na mapie politycznej świata. Nie potrzebował do tego walizki od Louis Vuitton ani Flasha z National Geographic, choć to przyzwoite stemple. ,,Nie Ważne jest co robisz, ważne by wiedzieć po co...”- konstatuje nagle.
Ludzie w korporacjach ,,nie mówią prawdy, bo się boją” – mówi Lucyna Wieczorek, trener i doradca wielu światłych menadżerów. To takie proste, a czemu tak nie jest. Lepiej by się żyło, gdyby wszyscy mówili wprost, co myślą i czują. Z szacunkiem traktowali swoich partnerów, podwykonawców, klientów, podwładnych. Odpisywali na maile, bo to nic wielkiego, a o dobrym wychowaniu świadczy. Można te proste rzeczy opakowywać w różne ,,marketingowe” pudełka, można, ale po co. To w sumie rzeczy oczywiste, dla normalnego człowieka, który kultury osobistej nauczył się w domu, a nie w koszarach.
W korporacji dużo się mówi o zasadach ,,partenrship", leadership"... czy to bull shits? Zależy w jakiej drużynie się gra. W Polo np.: przestrzega się zasad, w trosce o własne bezpieczństwo, konia i przeciwnika. Takie ,,win win" w praktyce. Polecam.

...coś osobistego: powinnam podziękować mojej wspólniczce, bo pomału upływa rok naszej wspólnej ,,korporacyjnej pracy”. Jesteśmy dobrą drużyną :-). Kipi czasem mocno, ale zawsze gramy fair play.

1 cze 2010

"Wrażliwość zakomunikowana"

fot. Tomek Sikora

W olsztyńskiej Amfiladzie zrobiliśmy z Sikorą Ciszę. ,,Usłyszane w ciszy" na Warszawskiej Starówce brzmi, w PKiN też, tutaj o ciszę trudno. Olsztyn natomiast jest wymarzonym miejscem do życia, dużo zieleni estetycznie zakomponowanej. Zamek i rzeka, i ,,Niagarka" jest w czym wybierać. Te piękne miejsca są wystarczającym kontrapunktem dla pędzącego miasta. Tomka wszyscy tam znali i hołubili, dobrze, bo dobry człowiek i fotograf wybitny. Teksty kompletnie nie ,,typowej" poetki, jakoś się znalazły. Wpasowały w przestrzeń miejskiego zabytku i chyba w serca odbiorców. Czego chcieć więcej Cisza w Olsztynie.
Dopełnił ją wieczór w domu Marii i Marka Pileckich. To była praktyczna lekcja obcowania ze sztuką. Lebenstein na ścianach, cuda z najdalszych zakątków świata, nie takie z katalogu. Zastygliśmy w malowniczym ogrodzie, nad brzegiem jeziora.
Człowiek wrażliwy potrzebuje, poezji, ciszy, piękna. Tak tę wrażliwość komunikuje czasem.

24 maj 2010

Dalej

fot. Renata Plaga

Błądzić jest rzeczą ludzką. I całe szczęście, że ktoś to wieki temu wymyślił, a potem inni przez wieki powtarzali. Unikam, tych co nie błądzą. Z zasady, a może to instynkt samozachowawczy. Ci wiedzący zawsze lepiej przewidują wszystko, nawet cykle fali powodziowej, brrr! W błądzeniu, zwątpieniu jest dużo prostoty, naturalności, piękna. Ale to także akt cywilnej odwagi. Otwarcie wyznać ,,pomyliłem się“, przeprosić jeśli trzeba, zmienić decyzję. Kombinowanie, jak sama nazwa wskazuje, proste nie jest i dodatkowo angażuje innych dookoła. Zostawiam nieomylnych samym sobie. Niech spoczywają w złotych sarkofagach, już za życia, gdzie tylko chcą: na Wawelu, Powązkach, Madagaskarze.
Co z tymi, co błądzą i wiedzą, że błądzą. Trzymają te błędy, kiszą, pielęgnują. Rozkoszują się nimi na seansach terapeutycznych.
W mądrej książce wyczytałam. W zasadzie to nie ma znaczenia co nas dotknęło, co spotkało, jak bardzo się pogubiliśmy. Ważne jest co tym doświadczeniem zrobimy dalej. Można żyć w wiecznej pretensji, do losu, bliskich, czy historii. Można tylko po co? Można wyciągnąć wnioski i odważnie pójść dalej.
Moja, Rusycystka, której nigdy nie darzyłam szacunkiem jako zbuntowana nastolatka, niechętna Sowietom powtarzała często: ,,Człowiek mądry uczy na błędach innych, mniej mądry na własnych, głupi nie uczy się wcale. Dziś nie myślę o nie ani dobrze, ani źle, ale z szacunkiem cytuję ją na moim blogu. Była całkiem dobrym Filologiem, po UJ-cie.

5 maj 2010

Pustki

fot. Tomasz Gotfryd

Jako dwudziestoparolatka podpatrywałam stolice Europy. Reklama Wiednia powinna zaczynać się od słów: zobaczysz Klimta, zjesz Mozarta i... nic tu po tobie. Nawet obywatel wschodu, głodny estetyki formy, polegnie. Klasyczne budynki, wysprzątane ulice i... nic. Centrum świata wypranego z emocji. ,,Wiedeńczycy są uprzejmi, ale za tą uprzejmością nic się nie kryje” – mówią tam, po butelce wina. Jedni po butelce, inni po 10 latach praktyk u psychoanalityka. Wiedeń to rodzinne miasto Freuda, przecież. Jego dom, to kolejny pomnik na mapie miasta.
Zamiast o pustce pisać, robię chyba przewodnik po mieście... . Doskonała forma, w której nie ma nic. To takie życiowe. Złota klatka w domu, szklane biurko w chmurach. Sterylne zapachy w kiblu, skomponowane z kolorem kafelków. I pusto w środku. Gdzie szukać treści: może romansik, może awansik, albo idealnie usypana kreska. Zawsze bezpieczną wersją są sporty ekstremalne.
Wiedeń jest jak Narodowe Muzeum. Sterylny, skazany na stałą ekspozycję. Nic tu po tobie królu życia. Piękna forma szybko nudzi... jak w życiu.

30 kwi 2010

Nuda

fot. Renata Plaga

Jakoś zamilkłam po tej narodowej traumo-trumnie, falą pyłu owianej. Wszytko jest ,,na swoim miejscu”, o czym tu pisać... . Uodporniłam na otaczające absurdy, albo absorbuje mnie nowe. ,,To co o mnie należy do mnie” - póki co, trzymam się tego konsekwentnie. Nie zależy mi, by z kategorii blogera niszowego, przejść do bulwarowego.
Ale do rzeczy. Nuda... polityka ma się dobrze, kolejny cyrk wyborczy w toku. Grecja tonie, ale kieszenie euro-podatników są bez dna. Zapaść w przepaść jej nie grozi. Korporacje dryfują doskonale, tną koszty, kompetencje i jakość produktów. Boję się kupić czekoladę, produkowaną przez duży koncern, bo jest ,,czekolado-podobna"... No cóż historia kołem się toczy. Kiedyś na kierownicze stanowiska trafiali, partii oddani ze społecznego awansu wzięci. Dziś to młodzi ,,menadżerowie" z żelem na głowie. Maniery mają naganne, a wyobraźni żadnej. Masakra!!!. Oczywiście to uogólnienie, i nie dotyczy cudownych młodych ludzi, z żarem pasji, dużą wrażliwością i kulturą osobistą. Ich tylko, ani kariera korporacyjna, ani urzędnicza, nie ciągnie. Nuda, nuda, nuda, wszystko jest tak ewidentne i przewidywalne w tej rzeczywistości formalnej. Nie ma o czym pisać. Oczywiście żartuje... oprócz oczywistych absurdów, jest tyle dookoła: przyszła wiosna, koty mają się dobrze, za chwile będzie piękne upalne lato... jeśli nie w tutaj, to w Afryce. Bez różnicy, w korporacyjnym świecie, należymy przecież do wspólnoty EMEA (East Middle Europe Africa).

14 kwi 2010

Polskie przypadłości

Jan Matejko

,,Nie miała baba kłopotu kupiła sobie prosie”... albo zawodowy kurs sommelierski WSET-u. Miało być winnie, z lekkością i pasją. Ale... trudno tak, gdy dookoła żałoba narodowa. Wypadek losowy lub nie, bez wątpienia szokujący. W sobotę rano, faktycznie przeżyłam traumę. Ale dalsze nakręcanie się, wyłączanie z rzeczywiści by ,,pożałobić”, nie w mojej naturze. Jako zawodowa ,,płaczka” nie zarobiłabym grosza.
,,Tragedia narodowa”, ,,Zginęła elita...”, ,,Jeśli nie Wawel to może Piramidy”. Temat Smoleńska ogniskuje uwagę mediów. Bardziej na poważnie, przychylnych Prezydentowi i trochę groteskowo tych nieprzychylnych. Jedni i drudzy mają pełne ręce roboty.
Polacy lepiej czują się w sytuacjach ekstremalnych, niż normalnych. W 1410 (Wielka data zwycięstwa Polski i Litwy nad Zakonem Krzyżackim), zjednoczyli się, by dać łupnia najpotężniejszemu wówczas w Europie Rycerstwu. Wielki Narodowy Sukces!!! i... chyba porażka, przez 100 lat, zwycięstwo nie skonsumowane. A brać co było, bo Bracia Zakonni grabili co się dało, w imię Najświętszej rzecz jasna. Hołd Pruski w 1525 dopiero sformalizował cokolwiek. Pragmatyki logicznej w tym nie ma.
Może Polacy wiedzą jak się bić, bardziej niż jak żyć...
Tragedia Smoleńska - zbiorowa forma katharsis? Jedni już się cieszą, że przyjdzie nowe. Inni nigdy nie pogodzą się ze stratą. Cóż dodać... the better future we create in a present moment...

9 kwi 2010

Zadęta Zachęta

fot. Tomek Sikora

Znajomy zza Oceanu wymyślił, by wieczór rozpocząć przez duże ,,S”. Raczej duże ,,G”, bo w ramach sztuki wysokiej trafiliśmy na misz masz pod hasłem: ,,Gender”. Wielkie ,,G...” w Zachęcie. Wystawa opiana przez lokalnych „krytyków”. Niby z tego ,,naszego polskiego zaścianka ma wyrywać”. Mnie nie wyrwało i Zapraszającego też nie. Może to i sztuka wielka, bo w Narodowej Galerii: menstruacja, penisy, tampony z wydzieliną wszelaką, ja pass!!! Kobiety na traktorach, też średnio podniecające. Sztuka współczesna to trudna materia. O co w niej chodzi i dokąd zmierza nie łatwo uchwycić. Sztuka z definicji semantyczna być nie musi i w przypadku ,,Gender” najwyraźniej nie jest. Zachęta ma się dobrze, o byt nie martwi, a poziom knota, który nam biednym podatnikom wstawia, nieweryfikowalny.
Artysta jak do powiedzenia ma nic, może wypowiedzieć się jako gay, albo feministka. Wystawi się tu i ówdzie pod szyldem ,,Gender”, gazety napiszą. Kilka fotografii i rzeźba, przyjemny alzacki Riesling po. To tyle z obcowania, z narodową kulturą wysoką.

20 mar 2010

Warsaw by night

fot. Renata Plaga

Konfrontacja z rzeczywistością bywa szorstka, i w poważnych urzędach, i miejscach rozrywek popularnych. W tych pierwszych, pod szyldem rozwoju przedsiębiorczości chowa się głęboki PRL i koleśland. Chcesz się petencie czegoś dowiedzieć, musisz swoje odczekać. Potem w rozmowie z panienką z okienka wykazać dużą elastyczność. Sam sobie zadajesz pytania i sam na nie odpowiadasz. Na inicjatywę interlokutorki nie licz. Programy Unijne mają się dobrze, zwłaszcza na folderze. A ich głównymi beneficjentami są firmy instytucje, które je obsługują.
Zupełnie inaczej jest w branży rozrywkowej.
Odwiedziła mnie ostatnio serdeczna koleżanka – która za głosem serca wyemigrowała do Monachium. Stęskniona Warszawy, zażyczyła sobie nocnych rozrywek. No cóż, z mapą kulinarną stolicy jestem na bieżąco, ale tzw.: ,,miejskie kluby”, to raczej niekoniecznie.
Po przyjemnych bąbelkach z Walencji i nie najmłodszym Chardonnay z Sycylii (te atrakcje w Vinotece 13) przypadkiem trafiliśmy do KLUBU KARMEL. Spędziliśmy tam około 4 minuty. Jako osoba raczej wrażliwa w ZOO, nie wytrzymuję długo. Na wejściu przywitała bramka, która lekcje manier pobierała w koszarach. Na parkiecie tłum: tiule, przetlenione blondy, brokat. Wołomin, Legionowo, liceum fryzjerskie. To wszytko w Warszawie na ulicy Kredytowej, za jedyne 20 PLN. Polecam omijać łukiem długim i szerokim. Na szczęście wieczór uratował Nowy Wspaniały Świat. Uff !!!

11 mar 2010

Zaborcze Amarone

fot. Renata Plaga

Od degustacji do degustacji... i tydzień upłynął przy winie. Pasja winna jest niewinna. Ciekawi co znajdziesz w nim po dwudziestu, czterdziestu minutach od dekantowania. Jaki ma pierwszy nos, jaki drugi, a jaki trzeci. Chciałabym kiedyś produkować wina. Wybrać szczep i odpowiednie dla niego siedlisko. Przycinać wiosną, odchwaszczać ręcznie, chronić przed deszczem jesiennym. Wino co roku jest inne. W zależności ile ma wody, światła, kiedy i jak zostanie zebrane. Ta nieprzewidywalność jest piękna. Sommelier dokonując analizy struktury wina, przewiduje jak się będzie starzeć za 5, 10 lat. W Dolinie Rodanu, 30 lat dojrzewa tęgi i treściwy Hermitage. Wino uczy cierpliwości, pokory, szacunku dla natury. W złożonym procesie jego powstawania na wiele rzeczy, po prostu nie ma wpływu. Tak jak w życiu.

Mam kilka swoich ukochanych win, których złożoność i bukiet pamiętam. Warte poznania są lokalne szczepy z małych winnic. Bobal 2004 z Valencji ma osobowość. (Vinoteka 13) Ten rok dla tego tych stuletnich krzewów był wyjątkowy. Wystarczy sięgnąć po Bobal 2005 by poczuć różnicę. Z ostatnich przygód degustacyjnych odkryciem jest Amarone Monte del Fra 2003. Tak zaborczego wina dawno nie piłam! Czuje się go długo, intensywnie na podniebieniu, gardle, nosie. Osobowość wyraźna! Szacowne. (wineonline)

3 mar 2010

Excel rządzi!!!

fot. Renata Plaga

W komunie ,,ulica mawiała": ,,Czy się siedzi, czy się leży 1000 zł się należy.” albo ,,Pracuj, pracuj, a garb Ci sam wyrośnie.” Nie były to slogany motywujące, raczej adekwatny zapis ówczesnych realiów. A co się mówi dzisiaj...
Zainspirowała mnie rozmowa z moim przyjacielem z Liceum. Kiedyś punkowiec, chodził po Bieszczadach, dziś zarządza kawałkiem ,,Regionu” w jednej z dużych korporacji. Zwierzył mi się: ,,Kurwa co się dzieje, nie ma znaczenia czy jesteś dobry. Wypierdalają ludzi z dnia na dzień bez względu na doświadczenie i wyniki. Ktoś coś policzy w centrali i cały pion usług leci.” Ja mu na to: ,,rządy excela”. W tabelkach mieszczą się cyfry, a można zestawiać je na wiele sposobów. Twój ,,zajebisty wynik” może nie pasować do otwartego akurat w centrali arkusza. Opowiadał jak ludzie wstają o 7.30 pracują do 19.00. Wracają do domu, coś jedzą i znowu pracują. ,,Kończą robotę w nocy, zaczynają bladym świtem i są z tego dumni... ''.
Wczesny kapitalizm w rozkwicie? Ile tak wytrzymają... ile się da, potem przyjdą następni. Pracuj, pracuj, pracuj! a jak nie dasz rady, bo wysiądzie ni wątroba, nerki, serce, to zastąpi Cię tańszy. Twoje wypasione auto i piękny apartament trafi w ręce prawowitego właściciela, czyli banku. To tylko korporacyjne scenariusze... Na szczęście Polska to kraj agrarny, w dodatku 80% gospodarki należy do Państwa, a 47% zatrudnionych pracuje w urzędach.

24 lut 2010

Sztuka milczenia

fot. Renata Plaga

Dużo pracy, Portal www.corporate-wellness.pl rozwija się. Seminarium Paula Mckenny prawie się odbyło. A poziom absurdu, jaki niepostrzeżenie wtargnął mi w głowę, osiągnął masę krytyczną.
Czy jest sens o tym pisać. O smutnej konfrontacji z rzeczywistością. Po co skoro ,,i tak wszytko mija...” - tak w Azji mówią . Więc, po co trawić to, co i tak było mało strawne. Kupa zwątpienia, irytacji, nieczystych zagrań... Było minęło. Fellini w ,,Osiem i pół” mówi: ,,Jesteśmy przeładowani słowami, które nie miały prawa zaistnieć. Przychodzą z pustki i tam odchodzą.”. W ramiona wiecznej ,,pustki” wrzucam: bzdety o ,,pracy nad poszerzaniu zbiorowej świadomości, która jest niedoceniana”, ,,pisemka od wielkich korporacji, gdzie tęgie mózgi prawnicze tworzą tysiące wariancji eufemizmu zdania: ,,spierdoliliśmy to, ale to pierdolimy”, spoconych kolesi w pogoni za sukcesem: ,,Ekonomicznie Korzystnie Oszczędnie” czyli ECO (nie mylić z ekologicznie). Byłyby z tego trzy felietony, albo i cztery.

14 lut 2010

Wszystko jest proste

fot. Renata Plaga

Uwielbiam Walentynki można dostać lizaka w Salonie Orange i zaproszenie na ,,4.48 Psychosis" od znajomego. Nie jest to przedstawienie Walentynkowe, choć z romantycznymi standardami muzycznymi w tle. W zasadzie trudno o tej sztuce pisać. Trudno po nie klaskać, nawet aktorzy nie wychodzą na koniec. Mistrzostwo w scenografii, psychodelia, wrażenia jak na seansie hipnotycznym. W zasadzie nieboszczka Sarah Kane nie zostawiła miejsca na komentarz. Może była nim, jej samobójcza śmierć. A 4.48 Psychosis właśnie są zapisem ostatnich momentów życia Kane. Samotność, alienacja, oddzielenie, głód bliskości, prowadzący do śmierci... są tu tutaj ,,wywalone cyrylicą”, bez iluzji, zbędnych słów. To o tym i o niczym innym.
Czasami myślę sobie, dlaczego w ogóle mnie to obchodzi. Promuję myślenie pozytywne 24 h. A idę na taką sztukę do TR i potem boli mnie żołądek !!! Przeżywam to wszystko, po cholerę!!!. Nie prościej pójść do Galerii handlowej, poszukać okrągłego stołu na Allegro. Albo ufarbować włosy na blond lub na czarno... Może to ostatnie niekoniecznie, bo wbrew obowiązującym trendom, bardzo lubię moje niepofarbowane włosy... .

8 lut 2010

,,Jajo węża”

fot. Krzysztof Miller

Na ,,Wiarołomnych” w TR, krytycy nie zostawili suchej nitki. A niesłusznie!, Sztuka inteligentnie zagrana i Bergmana ,,widać” w niej, z jak najlepszej strony. W dobie fast food, wysiedzieć 3 godziny w teatrze to wyzwanie dla widza i pewnie też dla krytyka. Najlepiej sprzedają się spektakle 45 minutowe, nikt się nie znudzi, ani nie zgubi wątku. Pewnie, trudno było Bergmana spakować w 45 minut. Te milczące dialogi z ,,Milczenia”. W,,Jak w Zwierciadle” - człowiek milczy, Bóg milczy, a kamera chodzi. Niekończące się ujęcia, można znieść jajo, nawet to ,,węża”:) Niby tak, ale w jednym obrazie, jest to, co w gabinecie psychoanalityków przepracowuje się latami. Mistrzowska penetracja skrytych zakamarków ludzkiej psychiki.
Warto uczyć się na cudzych błędach, poznawać możliwe warianty życiowych wyborów i ich konsekwencje. W teatrze kosztuje to, tyle co bilet, w życiu trochę drożej.
,,Wiarołomni” są prawdziwi. Jak na dłoni widać skutki, różnorakich postępków. Dylematy jakże żywe... żyć w martwym związku, w imię zasad i przysięgi małżeńskiej, czy ulec namiętności. Trzy scenariusze do przeżycia jednego wieczoru. Pierwszy: przelotny romans, bez angażowania uczuć i konsekwencji. To nie pracuje, bo jest zaangażowanie i są konsekwencje. Drugi: namiętność w odstawkę, poświęcenie dla rodziny, to bardzo szlachetne, tylko niewykonalne. Namiętność wraca po czasie ze zdwojoną siłą. Trzecia droga: pójść za głosem serca, stanąć w prawdzie. I tu zaczynają się schody. Rozwody, prawnicy, gra o dziecko, istne piekło... . Polecam ,,Wiarołomnych” tych w TR!!!

29 sty 2010

,,McDonald” szkodzi

fot. Renata Plaga

Nie będzie to antyreklama popularnej sieci fasfood. Bo i tak blogerzy ,,hulają po niej jak pchła po psie”. Jeśli ktoś naprawdę chciałby na stałe wykreślić wspomnianą sieć z codziennego menu, zachęcam do obejrzenia filmu ,,Super Size Me” - Morgana Spurlocka. McDonald faktycznie zdominował nasz styl życia i komunikacji. Zabrzmi to górnolotnie, ale wytyczył nowy kierunek relacji międzyludzkich. Bezosobowo, zawsze tak samo dla wszystkich. Wysyłasz informację w opcji ,,undisclosed recipients”, w zasadzie komunikujesz się bezpośrednio z każdym i z nikim. To funkcjonalne bardzo, ale jak odziera ze złudzeń, że ktoś ma coś, konkretnie Tobie do powiedzenia. Reklama karmi sloganami: ,,Ta oferta jest stworzona specjalnie dla Ciebie, dopasowana do twoich indywidualnych potrzeb.” Jeżeli można coś indywidualnie dopasować dla kilku milionów użytkowników, to chylę czoła. Dlatego tak dużo trzeba płacić za limitowane serie, rzeczy szyte na miarę. Paradoksalne będzie ich coraz więcej i będą coraz droższe.
Ostatnio ,,umila” mi życie w sieci jeden ,,networkingowiec". Jestem pewnie około 14987 kontaktem w jego 15000-cznej bazie. Rozsyła dziennie każdemu kilo spamu: ,,Zima przyszła, zamarzły aż dwie osoby”, ,,Tylko teraz unikalna kompozycja ziół w wyjątkowej cenie.” (handluje oczywiście Herbalifem). Nie mówić już o tym, że zapełnia tym info-shitem wszystkie możliwie fora dyskusyjne, tablice na facebooku i Goldenline. Nie jestem w stanie od niego kupić czegokolwiek. Nawet gdyby brylanty wielkości kurzego jaja oferował w cenie trójek. Wciąż pracuję nad asertywnością i wierzę, że już niedługo, powiem mu co myślę: ,,spieprzaj dziadu!”.

21 sty 2010

Myśleć sercem

fot. Renata Plaga

Ostatnio pochłania mnie Paul McKenna. Nasz Portal Corpoarte-wellness.pl jest partnerem medialnym jego Seminarium, które 20 lutego odbędzie się w Warszawie. Przygotowuję się do spotkania z nim. Zgłębiam tajniki NLP, hipnozy i jego biografii. Gość jest trenerem rodziny królewskiej i połowy celebrytów w LA. (Ta druga połowa leczy się pewnie drugami). Jedyny minus tu i teraz: nie ma mnie jak co roku o tej porze z Indiach. Na szczęście do Indii i tak polecę, a co wezmę od McKenny to moje. NLP kojarzyło mi się, tak jak połowie populacji, z manipulacją. Ta druga, statystyczna połowa, nie wie po prostu, co to NLP. Pokusa wykorzystania drugiego człowieka do realizacji własnego celu jest ogromna. Współczesny wyścig szczurów takim praktykom sprzyja. Czy jest na nie społeczne przyzwolenie? Pewnie jest, choć w moim świecie nie ma. Po prostu mam szczęście przyjaźnić się i pracować z ludźmi, z zasadami. A szmondacy jakoś mnie omijają dzięki Bogu!!!.
Ci Faceci: Bandler, Mckenna, muszą być strasznie śmieszni. Mają tęgie mózgi i w dodatku bigiel. Mają też swoje etyczne zasady. Richard Bandler stworzył technikę, która pomogła maltretowanym kobietom, ,,nie wracać” do destrukcyjnych partnerów. ,,Wdrukował” im co trzeba i proszę, rezultat natychmiastowy. Kobitki omijały niegrzecznych kolesi z daleka. Tak naprawdę, to uchronił je przed okaleczeniem, nawet utratą życia, bo to był ten kaliber problemu. NLP służy człowiekowi, dobrze albo źle, to zależy od niego i chyba nie podejmę się drążenia tej kwestii głębiej:)
Szperając w bibliotekach natknęłam się na rozmowę Carla Junga z Wodzem Indiańskim, Ocziwe Biano w Nowym Meksyku. Jung przytacza ją w swojej autobiografii: ,,Wspomnienia, sny, myśli”. Wódz, mówi: Spójrz, jak okrutnie wyglądają biali. Mają wąskie usta, ostre nosy. Gapią się, zawsze czegoś szukają. Czego szukają? Biali zawsze czegoś chcą, zawsze są niespokojni i niecierpliwi. Uważamy, że są szaleni. Jung spytał Wodza: Dlaczego uważasz, że są szaleni? Ten odparł: Mówią, ze myślą głową. Jung spytał: A Ty czym myślisz? Wódz odparł: Myślimy tym, wskazując na serce.

6 sty 2010

Nie do publikacji.

fot. Krzysztof Miller

Mój znajomy Fotoreporter czasami wysyłał do Gazety zdjęcia opatrzone takim właśnie komentarzem. W jego odczuciu było na nich ,,więcej” niż mógłby normalny czytelnik wytrzymać. Świat karmi się sensacją, a wojna to zawsze ,,dobry” news. Na szczęście są fotoreporterzy i Gazety, dla których względy humanitarne są ważniejsze od zarabiania na krwi. Ludzie mediów i artyści mają ogromną odpowiedzialność. Efekty ich pracy oddziałują na odbiorce, zmieniają go, prowokują do refleksji szlachetnych, albo nieszlachetnych. Jak to mawiał znany ,,reklamiarz” Bill Bernbach: ,,...ludzie mediów mogą uczynić świat pięknym, albo go zbrutalizować...”. Ciekawe co na to, redakcje różowych pisemek i tabloidów, tam nie ma dylematów. Tam wszystko jest do publikacji. Granice intymności, okrucieństwa, kiczu nie istnieją. Masowa reklama chyba też nie uznaje terminu: ,,nie do publikacji". Agencje zrobią wszytko by utrzymać klienta. Nie ważne czy wieszają wołowe z kością na bilbordzie, czy wyglądającego jak wykidajło z burdelu uśmiechniętego Pana. Względy estetyczne ani standardy obyczajowe są bez znaczenia. Klient tak chciał, albo ,,badani"... . Kilka lat temu w tv chodziła żenująca reklamę proszku Ariel - schemat spotu: niemożność posiadania dziecka, adopcja, brudne pranie i czyste dzięki ,,wspaniałemu, nowemu Arielowi". Pracował nad tym konceptem sztab wykształconych ludzi i żadnej refleksji? Zależy nam na życiu na pewnym standardzie i zgadzamy się na publikowanie rzeczy ,,nie do publikacji”. Żeby ,,pojechać karetą do ślubu", ,,odrestaurować willę z 1923 roku". A dobre samopoczucie..., też jest coś warte!!!