30 gru 2009

Księga Przemian

fot. Krzysztof Miller

Początek Roku to dobry czas dla wszelkiej maści wróżbitów i przepowiadaczy przyszłości. Biznes jak każdy inny. Co mnie spotka, a co ominie. Przed czym mam się strzec, a w co wchodzić jak w dym. Może cały urok w tym, że nigdy do końca nie wiadomo. Wolę otworzyć się na wszystko, co najlepsze. Jak przyjdzie to gorsze, to potem będzie już tylko lepiej, tak jest! ,,Nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki” – powiedział wieki temu Heraklit. Bliżej naszemu doświadczeniu: to samo danie w restauracji nigdy nie smakuje tak samo, no chyba że w McDonaldzie. Tam, nawet hamburger po 5 latach zachowuje te same ,,parametry”. Widziałam na filmie.
Zmiana to najbardziej naturalny proces! Dlaczego się jej boimy. Koniec jest początkiem nowego. Ale nowe jest przecież nieznane. W podróży nigdy nie wiadomo, co jest za zakrętem. A lubimy podróżować, nie tylko w wersji all inclusive. Wchodzimy w relację nie wiedząc jak się rozwinie. Można wszytko założyć na początku i odtwarzać wedle scenariusza. Żyjąc tak, łatwo stracić motywację do wychodzenia z domu. Warto trzymać się zasad, ale nie instrukcji ,,życie, minuta po minucie”. Margines wolności na jaki pozwalamy sobie w codziennej rutynie jest jak ,,tlen" - w nadmiarze szkodzi, ale nie można bez niego żyć.

18 gru 2009

Byle do Nowego Roku!

fot. Renata Plaga

Od początku grudnia świat przyspiesza. Po, co, dlaczego? Bo są Święta. Wszechogarniający amok, korki, kolejki, nerwowość. W biznesie roczne raporty, finalizacja projektów. Coś trzeba podsumować, by w przyszłym roku zweryfikować. Święta to czas refleksji i bliskości. Pod warunkiem, że wystarczy czasu. Gorączka zakupów, to raczej anty-refleksja i ,,bliskość” w celofanie - do kupienia w ,,Świątecznej Promocji”!. ,,Galerie motłochu” pękają od hucznych, świątecznych eventów i mikołajów w kolorach różnych. Slogany reklamowe inspirują odświętnie: ,,Przeżyj Święta z kartą X”, ,,Uruchom Świąteczny pakiet dla swoich bliskich”, Świąteczny papier toaletowy”, dobrze, że nic do papieru toaletowego nie dodają gratis!. Kupa spamu: bliscy w pakiecie, a bez karty X nie przeżyjesz Świąt. Co roku po Świętach przychodzi ta sama refleksja, znowu wydane za dużo, znowu sterta niepotrzebnych rupieci czyli prezentów kupowanych w tłoku i na prędce. I znowu w lodówce psują się kilogramy Świątecznej żywności. Statystyczny Polak rozkosznie zasiada przed telewizorem i w bliskości szklanego ekranu czeka ,,Szczęśliwego Nowego Roku”.

13 gru 2009

Na swoim miejscu

fot. Tomek Kwiatkowski

,,Usłyszane w ciszy” w PKiN. Marzyłam by ,,Cisza” zaistniała w przestrzeni miejskiej i jest! Warszawski Festiwal Sztuki Niezależnej ma swoją renomę i kilku tysięczną publiczność. W sklepach tłumy i w PKiN też tłumy, choć nikt nie sprzedawał karpia w świątecznej promocji. Sama sztuka, całą noc, a my pierwszy raz w komplecie: Tomek Sikora, Ja, Mateusz Kwiatkowski, mieszkający w Holandii. Przy poprzednim Projekcie: ,,Kobiecie” kompozytor (Cezary Skubiszewski - mieszkający od lat w Australii) też był emigrantem, w dodatku i w dodatku częściej odwiedzającym Hollywood niż Warszawę.
Koniec roku to dziwny czas jedni gonią do ,,galerii motłochu” inni podsumowują rok: w banku, w konfesjonale lub na kozetce. Co ja mogę dodać: 14-sty wernisaż poezji. Te 11 zrobiłam w tym roku. Było wiele wzruszeń i cudownych komentarzy od czytających. To piękne momenty, kiedy zupełnie obcy ludzie, dzielą się intymnym przeżyciem. Szanuję to i doceniam bardzo.
Dokładnie rok temu wszelkie iluzje stabilizacji runęły mi z dnia dzień: straciłam poważną pracę stratega w poważnej sieciowej agencji i poważny związek z poważnym mężczyzną. Zupełnie na poważnie nie wiedziałam co dalej. Zostałam z ,,Kobietą”, która właśnie wtedy miała poważną premierę. Łatwo nie było... Tomek tylko powtarzał: ,,jak masz płakać to tul kiciusia”. Koszka miał często słone futro... Potrzebowałam ciszy, by usłyszeć w środku czego chcę.
Usłyszałam, czego chciałam, potem to dostałam. Czy to nie piękne.

4 gru 2009

PR na co dzień i od święta

fot. Tomek Sikora

Przed świętami się bywa dużo, spotkania biznesowe z klientami, wieczory firmowe i imprezy okolicznościowe. Często poza kacem i zgagą niewiele po nich zostaje, ale wpisały się na dobre w kulturę korporacyjną. Tutaj pole do popisu mają spece od ,,eventów” i PR-owcy. PR w Polsce to ciekawe zjawisko. Jest kilka szanowanych agencji, zatrudniających ludzi o wysokiej kulturze osobistej i kompetencji, ale standardy branży... . No cóż może to trochę tak, jaki public takie relations. Ostatnio byłam gościem w elitarnym Klubie Polskiej Rady Biznesu. Motyw przewodni eventu: Chopin. Fotografia kolekcjonerska, przyjemny akompaniament młodej utalentowanej pianistki. Sponsorzy wymarzeni!!!. I psująca nastrój obytej klienteli PR-ówka. Żenada!!! Zagajała co chwila: w stylu ,,teraz skończyliśmy tę nudną cześć, i przejdziemy do atrakcji”. Dla wyjaśnienia dodam, nudna cześć: krótkie, rzeczowe wprowadzenie do rynku fotografii kolekcjonerskiej i dwa słowa od artysty, rzeczone atrakcje: to degustacja potraw. Po ,,antrakcie muzycznym w przerwie między atrakcjami" PR-ówka brnie dalej: dziękuje Pani pianistce, ma pewne zastrzeżenia do interpretacji, ale radzi Artystce dalej pracować. PR-ówka, jak widać robi za profesjonalne ucho niezależne także.
Nie wiem, dlaczego salony mają taki PR. Oczywiście ,,atrakcji" nie zabrakło, bo nikt nie prosił o dokładkę kotleta. Pianistka, ta co robiła za ,,antrakt między atrakcjami" bisowała na prośbę publiczności trzy razy. Wino się skończyło, ale przybyłym gościom ani klasy, ani zasobności portfela nie zabrakło by zapłacić za butelkę wina z dobrą apelacją, w dobrym roczniku. Są rzeczy do wyuczenia i te do wyczucia. Wyuczone dobrze pracują na ,,meetingu” regionalnych menedżerów sprzedaży np.: garnków Zepter albo golarek X. Tam kotlet z przygrywką jest ,,atrakcją" na właściwym miejscu.

16 lis 2009

2012 i co dalej?

fot. Renata Plaga

Często, inspiracje do postów znajduje w kinie. Byłoby gorzej gdyby inspirowali mnie politycy. Nie wiadomo, czy się z nich śmiać. czy płakać, oni przecież nami rządzą.
Wracając do kina, a właściwie wybiegając do roku ,,2012”, bo zbieżność daty z tytułem filmu nie jest przypadkowa. Wieje grozą! Trzymające w napięciu kino akcji z katastroficzną wizją w tle. Są i animacyjne fajerwerki, i patriotyczne nuty ku chwale narodu wybranego, chodzi oczywiście o ten ,,Zjednoczony” i... przepowiednia Majów. Nie jestem predestynowana do jej interpretacji, więc tematu nie rozwinę. Faktem jest, że i Majowie, i współcześni fizycy są zgodni, że w roku 2012 nastąpi ,,przebiegunowanie” Ziemi. Co to oznacza? Zaleje nas woda jak w biblijnym potopie, zmiecie tsunami, a może nie wydarzy się nic. W sumie na roku 2012 trochę wydawców się już dorobiło, im bliżej daty tym biznes się poszerza o producentów filmowych. Wkrótce dołączą do nich chińscy spece od masowej produkcji gadżetów i Ojciec Rydzyk. Nie licząc firm transportowych, które tym bardziej spanikowanym klientom zaoferują podróż w ,,bezpieczną przyszłość” od 1000 Euro w górę. Gdzie leży prawda? Jak zwykle tam, gdzie ją położymy. Jeżeli nastąpi globalna katastrofa, to mamy niewielkie szanse. Prawdziwy bilet na ,,arkę” kosztować będzie, adekwatnie do jego ekskluzywności. W filmie wart jest jedyne 1mld Euro. Dużo, nawet dla szejka, miał liczną rodzinę. Rosyjski oligarcha, zaoszczędził na kochance, puszczała się z ochroniarzem. Jak będzie naprawdę? Czy media będą kłamać do końca, a prezydenci uciekać jak szczury z tonącego okrętu? Po obejrzeniu filmu ,,2012” można się bać, że świat, który znamy naprawdę się skończy. Bracia Wachowscy w Matriksie byli dalej: on się nigdy nie zaczął. Uwielbiam filmowców za ich wszechstronną wyobraźnię. A co z 2012? Jak się przygotować? Wykupić polisę ubezpieczeniową w AIG... to oczywiście żart :)
Może warto od dziś... żyć z pasją, kochać! Nie tracić czasu na głupich ludzi i puste gesty.
Doceniać bliskość... tak niepostrzeżenie stworzymy nowy lepszy świat, nie czekając na 2012.

9 lis 2009

Listopadowe związki

fot. Renata Plaga

Związki intymne to angażujący temat. Zwłaszcza te damsko-męskie, o wariancjach męsko-męskie i damsko-damsko niewiele wiem. Rządzą się pewnie innymi prawami i są nie mniej interesujące.
Po co nam związki i jak je budować. Czy lepsze są bardziej formalne czy mniej. A w ogóle kiedy jest się już w związku, a kiedy jeszcze nie. Te i podobne pytania zapełniają rubryki psychologicznych poradników. O związkach czyta się w prasie, rozmawia z księdzem, rodzicami, przyjacielem. Paradoksalnie absorbują bardziej niż polityka. Bo nas dotyczą realnie. Albo jesteśmy w związku i coś w nim uwiera, albo szukamy związku, czasem nawet desperacko. Jest też opcja trzecia, zamykamy się z kotem, bo po ostatnim mamy już dość.
Za oknem plucha i tęsknimy za ciepłem i bliskością. Czasami wystarczy dobra książka. Polecam dobrze napisane biografie z czerwonym gęstym winem (ostatnio Chile się poprawiło, nie skąpią już na beczki dębowe i dodają łagodniejsze garbniki).
Jako wrażliwiec bardzo przeżywam moje związki. Lekkie z wyrachowania mnie jakoś nie obchodzą. W prawdziwie bliskich związkach dużo można przeżyć pięknego, ale i bolesnego. To ryzyko bliskości. Kiedy się myśli o związku z drugim człowiekiem, warto pomyśleć o sobie. Czy jetem kompletny/a jako człowiek, czy nie szukam protezy lub uciekam przed samotnością. Kiedy już nasza wewnętrzna przestrzeń jest pełna, wtedy możemy dojrzale dzielić się nią z drugą osobą. I wtedy to nawet nieleżakowane w dębie Chile smakuje prawdziwą głębią.
Pięknie napisał Stasiuk w jedynym z wywiadów w Gazecie Wyborczej: ,,życzę mojej córce by była w takim związku na maxa, w którym maksymalnie rozwija się jej potencjał duchowy, intelektualny, społeczny...”
Cóż mogę dodać, tego i sobie i wszystkim życzę!

3 lis 2009

Na poważnie!

fot. Renata Plaga

Są tacy, co traktują wszystko ze śmiertelną powagą. Prognozę pogody, życie i samych siebie. Patrzeć na świat z dystansem, zakpić czasem z własnych ograniczeń, Poważnym nie przystoi.
Poważni lubią mieć wszystko pod kontrolą: ,,stan konta i życie”... i pewnie coś jeszcze. Przyszłość dzieci, nastroje pracowników i fryzurę starzejącej się żony. Jak ta ostania wymyka się kontroli z powagą dokonują wymiany modelu, oczywiście wszytko ze świętym namaszczeniem ,,ojca przeora”. Poważni lubią dużą wiedzieć i nie tolerują błędnych decyzji. Dlatego podejmują je przy asekuracji ekspertów. Płatni eksperci lubią Poważnych, to dobrzy klienci, płacą na czas, rzadką się targują, kupują przecież spokój sumienia, a ten ceny nie ma. Poważni nie lubią, emocji, te kontrolować trudno. Odruchy serca niemile są widziane przez analityczny umysł. Poważni mają ciągle problemy, bo wymyślone modele, jakoś nie linkują się z życiem.
Poważni na zapas myślą o kryzysie i wiąż kreują czarne scenariusze. Żyją w przekonaniu, że ciągle przed czymś trzeba się zabezpieczać. Nie wiedzą Oni, że przypadku nie da się kontrolować.
Kilka dni temu zmarł Jan Wejchert, lat 59. Był w pełni sił, wciąż rozwijał nowe pomysły. Miałam przyjemność poznania Go na wernisażu ,,Kobiety”. Urzekł mnie bezpośredniością i poczuciem humoru. Zaprzeczenie sztywnych Poważnych. ,,Żył na maxa, jak balował to do białego rana”, tak mówią o nim bliscy znajomi. Na poważnie, szkoda, bo w sumie niewielu z pasją potrafi żyć.

26 paź 2009

Duuuże ZERO!

fot. Renata Plaga

Nie chcę recenzować nowego filmu Pawła Borowskiego: ,,Zero", bo tych jest wysyp, a film wart obejrzenia!. I bynajmniej nie dlatego, że zaskakuje formą: ,,wielością wątków”, brakiem pierwszego i drugiego planu, ,,,głównego bohatera”. ZERO zostaje w środku, jak życzył był sobie Boro, na premierze: ,,Chciałbym, żeby ten film nie pozostał tylko na taśmie filmowej”. Na pewno żyje poza nią :) Dynamiczne ujęcia, kontrasty warszawskiej Woli: tej lumpenproletariackiej i tej nowej szklanej, luksusowej. To nie przypadkowe, bo te dwa światy przenikają się wzajemnie, w sposób naturalny w życiu i mistrzowsko w filmie. ZERO jest ,,ładnie” nakręcone, malarskie, jak na gościa po ,,akademii stukniętych” przystało (tak Paweł lubił mówić o sobie, zapytany, jakie studia skończył, jest absolwentem ASP). ZERO jest porównywany z Altmanowskim ,,Na skróty”, bo ,,wiele wątków naraz”, szkoda, że nie z ostatnim filmem Piotra Łazarkiewicza: 0_1_0, tytuł podobny. Tu akurat analogia występuje, w oddaniu ducha naszych czasów: niepewności, pogubienia, alienacji. Współcześni żyją uwięzieni w społecznych rolach. Wpasowani w ciasne schematy, mierzą świat poprzez pieniądz, strasznie to zubożające. Status majątkowy albo zawodowy określa człowieka i co dalej. U Bora na ekranie, nobliwa Pani doktor, kupuje usługi seksualne od studenta na dorobku. Szlachetny założyciel fundacji pomaga ,,niczyim” dzieciom, przy okazji kręci z nimi pornole, itd. Pomieszana ta rzeczywistość jak wieża Babel.
Moja wspólniczka wpadła na manicure, a tam manicurzystka, elegancka z wierzchu, częstuje ją tekstem: ,,proszę sobie wyobrazić, że moja klientka musiała obierać ziemniaki, wyobraża pani to sobie... obierała ziemniaki...”. Zapytałabym retorycznie... A skąd ona..., taka popierdolona...? ,,Retoryczna" odpowiedź: pewnie z urodzenia..., bo wykształcić się chyba jeszcze nie zdążyła. Żyjemy naprawdę w dziwnych czasach!

20 paź 2009

Lady Toy

fot. Renata Plaga

,,Uśmiechaj się do ludzi, nawet jak łzy płyną” - tak mawiała swoim córkom moja babka Aniela z Chorążewiczów. Kobieta niezwykłej siły charakteru. Przeżyła nawałnice tę niemiecką i sowiecką. Nigdy nie narzekała na los, nawet jak traciła synów, co do lasu poszli. Zdecydowanie, siła charakteru i życiowa odwaga to mało popularne dziś przymioty. Nie napisze się ich na wizytówce, nie kupi opakowanych w galerii handlowej. Zycie na konsumpcyjnym sznurku, przy asekuracji różnej maści specjalistów, od elokwencji, diety i duszy rozwojowi ich nie sprzyja. A w natłoku treści, homogenicznej paszy informacji i gadżetów nie łatwo się poruszać. Bezpiecznej czasem nie robić nic, albo zgodnie z instrukcją. Wybierać rzeczy łatwe i w zasięgu ręki: jak pizza i pilot. Szybki seks, prosty small talk, nowe auto. Pożądana współcześnie treść i forma. Uniwersalna recepta na szczęście.
Zastanawiam się tylko skąd wokoło tylu narzekaczy. Narzekają stale, niezależnie od okoliczności. Powód zawsze się znajdzie, rząd, krzywo przycięty trawnik, korki, praca za ciężka, żona za dużo wydaje. Nawet amerykanie zdjęli przyklejone uśmiechy, wypada ponarzekać, na kryzys, na globalizacje, na niechcianą elekcję...
No właśnie! Latem jest za dużo słońca a zimą za mało. Kiepsko chodzi mi skrzynia biegów i w dodatku nie mam samochodu.

14 paź 2009

Wieczory liryczne

fot. Renata Plaga

Powinnam coś o moim wieczorze poetyckim napisać. Pierwszy raz życiu uczestniczyłam w czytaniu poezji. Na zachodzie to modne i popularne, ale u nas jeszcze nie. Bardzo mi się podobali poeci i poetki. Byli nieśmiali, delikatni, lekko wycofani, ale za scenie..., proszę Państwa, to dopiero był show. Anita Balejko, pracująca pół życia dla Boston Consulting Group, poetka, malarka, matka i żona, w dodatku spełniona... . Jak to się ma do stereotypu artysty bez kontaktu z rzeczywistością, a ni jak. Był też inny poeta Marcin Cecko, wygłaszał prowokacyjne manifesty o życiu i sztuce, aktualnie pisze Odyseje... szerokiej drogi Marcinie☺ Był też Michael Haeflinger, nowojorczyk mieszkający aktualnie w Berlinie. Ten wyglądał jak prawdziwy intelektualista z Manhattanu, delikatne spojrzenie za stylowych okularków. Cudo!. Po zwyczajowym godzinnym opóźnieniu, zaczęło się, Karma ludzi pełna, a ja oczywiście nie byłam w stanie wydukać ani kawałka wierszyka. Poradziłam sobie inaczej, jak to Mateusz Pospieszalski skomentował: poszłaś po najmniejszej linii oporu i nacisnęłaś ENTER. Tak, potem już tylko obrazki Sikorki, moje teksty i muzyka Cezarego. Tak oto KOBIETA po raz 10 zaistniała w przestrzeni publicznej. Jak zawsze poruszyła, zainspirowała, itd. Fajnie jest być poetą, tak trochę bardziej się widzi i czuję. Czasem trochę niełatwo wytrzymać w konwencjonalnych interakcjach, ale prawdziwi poeci unikają ich z klasą.

25 wrz 2009

Jestem wellness!

fot. Krzysztof Miller

Mam pozytywne nastawienie do świata, choć zęby bolą, kiedy widzę jego absurdy. Na szczęście moje wkurwienia są typowo burzowe. Gwałtowne, mocne i już. Niezmiennie przejawiam sympatię do ludzi.
Od kilku miesięcy wraz z moją wspólniczką ciężko pracujemy w wellnessie, a właściwie w corporate-wellnessie. Filozofia wellness to piękna idea: życie w harmonii, dobrostanie, pełni. Niestety, takie wellness samo z siebie się nie bierze, wymaga, pracy nad sobą, uwagi i konsekwencji. Wellnesss na codzień, gdy spędza się 10 godzin w klimatyzowanym biurze, to nie taka prosta sprawa. Sprzedajemy korporacjom narzędzia do dbania o pracowników. Warte inwestycji, bo zdrowy i panujący nad emocjami pracownik to kapitał bezcenny. Jasno myśli, wie dokąd zmierza, nie wypala się szybko. Ale czy o to chodzi w biznesie, czy tam potrzeba mądrych i świadomych menadżerów. W kryzysie wymienia się ich tańszymi tabelkowcami. Tacy, żadnej wartości dodanej nie wniosą, ale bezrefleksyjnie policzą i skontrolują. Ostatnio obejrzałam dokument ,,Zaróbmy jeszcze więcej”, w reżyserii Erwina Wagenhofera. To chłodna refleksja nad systemem ekonomicznych zależności. Funkcjonujemy w nim wszyscy i zasilamy każdym codziennym konsumenckim wyborem. Podziękowałam losowi, że nie pracuje w kamieniołomach za 50 eurocentów dziennie. Swoją drogą, strasznie pechowi goście, skoro się w tej Afryce urodzili.

15 wrz 2009

W przyszłości

fot. Renata Plaga

Trudno mi się oprzeć, by nie zacząć cytatem z ,,Usłyszanego w ciszy”: żyje w przeszłości/
myśląc o przyszłości/a tu i teraz jest... No właśnie i co zrobić z ,, tu i teraz"..., kiedy nasze myśli wybiegają gdzieś. Na wschodzie mówią mistrzowie: nie koncetruj uwagi na celu, bądź skupiony na drodze do celu. Czy podążamy nią godnie i z pasją, doświadczając spełnienia i szczęścia. Autentycznego życia nie da się odłożyć na później, można je przeżyć intensywnie w teraźniejszości. Ale warunek, trzeba dostrzegać tu i teraz i żyć w chwili obecnej. Pewnie gdybym kiedyś wyraziła taki pogląd na uczelni uznaliby mnie za nieokrzesaną Azjatkę, kwestionującą zdobycze cywilizacyjne zachodu. W teorii chronemiki czasu, nasza kultura jest zorientowana na przyszłość. W przeciwieństwie do rdzennych kultur, orientujących się na teraźniejszość i społeczeństw tradycyjnych zorientowanych na przeszłość. Ciekawe jak funkcjonuje w tym podziale królowa Elżbieta, taka przeszłość w przyszłości...
Globalne społeczeństwa przewidują, planują, szacują. Co pewien czas przeszacują, ale na szczęście lub nie, pomoże FED. Człowiek Zachodu chce mieć wszytko pod kontrolą: stan konta, emocje, partnera. To działa, czasem pieprznie tylko bańka na Wall Street, zjawi się nagle Catherine, albo niefortunnie przeleci samolot nad WTC.
Dziecko się rodzi, dzwonią z ubezpieczenia: wykup polisę, zadbaj o jego przyszłość, a czemu nie o radosny żywot w kołysce, ten okres w jego życiu się nie powtórzy... a ponoć dużo od niego zależy potem. ... Jak to było w ,,Usłyszanym w ciszy": w danej chwili tworzy się następna.

10 wrz 2009

Pomidory z gruntu dobre

fot. Renata Plaga

Warto dać chwilę uwagi pomidorom, wcale nie dlatego, że są źródłem potasu i znerwicowanych, albo tych na kacu stawiają na nogi. Latem pochłaniam je namiętnie i te smażone, i te zielone. Pomidory, te słodkie są z gruntu i nie błyszczą, nikt ich nie foliuje, rosną swobodnie, bez nadmiernej ingerencji chemicznego opryskiwacza. O dziwo mniej kosztują w sklepie, bo nie są ładne: równe w kształcie i kolorze.
Kiedyś na bazarku pani wyłożyła nieśmiało ,,pomidory z własnej hodowli” miały kolory przeróżne, w plamki, ciapki, paski, totalna psychodelia. Ciekawość zwyciężyła, kupiłam, były słodkie, pachniały. Przyszłam po następne kilo, ale już nie było.
Rzeczy autentyczne, prawdziwe, są z gruntu dobre. Nie znaczy, że mają perfekcyjne kształty i opakowanie. Natura nie tworzy przy pomocy linijki i czujników barw.

Żyjemy w świecie iluzji perfekcji. Doskonała forma, slogany krzyczą, możesz mieć skórę włosy, duszę doskonałą. Jeszcze tylko zrób mały lifting, botoks i lobotomię.
Strasznie nudno być doskonałym w doskonałym świecie, perfekcyjnym, doskonałym, przewidywalnym. Rzadko widać w nim autentyczne gesty, są starannie zapakowane w plastikowy uniform.

Istotą natury jest wzajemna koegzystencja wszystkich żywiołów, raz pomidor ma więcej wody, a raz słońca i dlatego tak się różni w wyglądzie.
Nie ma czego się bać w tej naturalnej nieprzewidywalności kształtu i koloru. Wino smakuje inaczej z każdego rocznika i niech tak zostanie.

1 wrz 2009

Słyszę ciszę!

fot. Tomek Sikora

Trudno ją słyszeć ciszę, gdy białego wina czuję w skroniach puls. Wernisaż, wernisaż i już po. ,,Usłyszane w Ciszy" - to nasz kolejny wspólny projekt z Tomkiem Sikorą, tym razem z muzycznym akompaniamentem Mateusza Kwiatkowskiego. Interakcja obrazu, słowa, i pewnie przy tej wystawie zaskoczyła pozytywnie nas samych. Pracy było dużo, ale satysfakcji jeszcze więcej. A wszytko zaczęło się tak: przyszła do głowy idea, w ciszy absolutnej, gdzieś na końcu Azji i po kilku miesiącach się zmaterializowała w świecie realnym. To piękne, że dana jest nam taka moc kreacji. Oczywiście jak czuwają nad nim dobre duchy i przyjazne dusze obok są. Wczoraj uslyszaąłm dużo ciepłych słów, widziałam autentyczną radość wernisażowych gości w ,,ciszy”. No może nie do końca absolutnej, gwar, śmiechy, w tle delikatne szeleszczące asrtralony z wierszami. Dźwięk wiolonczeli mieszał się z winem, dojrzewającym w słońcu Australii. Obcowanie z ,,Ciszą" ma swój urok. Dziękuję naszym gościom, że pokochali tę ,,Ciszę".

,,Usłyszane w Ciszy" - wystawę ogladać można do 20 września w Galerii ZPAF (Pl Zamkowy 8)

4 sie 2009

Polskie ekspreso

fot. Renata Plaga

Powroty z wakacji bywają inspirujące. Spotyka się przypadkowych ludzi i przypadkowe sytuacje. Lotniska kojarzą mi się z wolnością, a dworce z ćpunami i smrodem. Nie lubię podróżować pociągiem, irytują polskie expresy, odpicowane w h..., a jeżdżą jak dawniej. Są zatłoczone, choć przecież każdy płaci za miejscówkę: miejsce siedzące lub miejsce stojące. Panienki w Warsie duchem nieobecne, nie przypominają pani Krysi bufetowej co wydawała najlepsze ruskie. Nie tęskni mi się za PRL-em i standardem dworcowego baru na dworcu w Koluszkach, gdzie herbatę piło się na zmianę, bo było 6 szklanek na stanie. Po prostu lubię autentycznie, tak jak jest, pomalowanej trawie, nawet z plastiku, nie! Jestem w Azji, nie dziwią mnie szczury w poczekalni i 12 godzinne spóźnienia expresów. To wpisane w tamtejszy standard i wiesz czego się spodziewasz. W Polsce to mamy już prawie Europę, stare bary dworcowe udają nowoczesne bistro. Śmierdzi jak dawniej, nawet gorzej, bo ,,staropolskie pizze” i lokalne gyrosy - bliżej nieokreślone w treści, potrafią smrodu narobić. Nasza transformacja ustroju to zabieg kosztowny, stare sanatorium udaje nowe spa, zmienili szyld i ceny, zostawili standardy obsługi, ups! Gastronomia nadmorska, w kebab i hamburgera obfita. Coraz trudniej o prostą rybę w porcie, połyka ją sandacz w sosie tysiąca wysp w ,,barach restauracyjnych”.
Ktoś czasami urządzi z gustem restauracyjkę, nawet zainwestuje w ekspres do kawy, ale w personel nie. Paradoksalnie to dobry serwis robi business, a tu zamiast w ludzi inwestuje się w złote taborety. Jest w tym logika, ludzie odchodzą taborety zostają. Ta zasada dotyczy też klientów. Zwłaszcza jak zamiast espresso macchiato dostają podwójne espresso. I wmawia im się, że to podwójne espresso to jest właśnie espresso macchiato. Boje poprosić o cappuccino, po trzech polskich espresso to frunę stąd szybko polskim expresem.

14 lip 2009

Piękni ludzie

fot. Renata Plaga

Ludzie o pięknych duszach mają swoje demony.
Nie czeszą włosów, piją na umór i zapominają o umówionych spotkaniach.
Wrażliwość, jest błogosławieństwem i przekleństwem. Ona pozwala widzieć głębiej, ostrzej, wyraźniej. Ale... to dyspozycja bardzo wymagająca. Wrażliwiec czyta rzeczywistość szerszym kątem, ale musi ,,ustać w pozycji” jak uczą na szkoleniach z asertywności i manipulacji. Wrażliwców spotyka się w barach, muzeach i zamkniętych korporacjach. W tych ostatnich jest im najtrudniej, bo muszą udawać słonie i wcale nie te ,,zakochane". (patrz: ,,Zakochani widzą słonie")
Czasami współczuje się wrażliwcom: taki dobry człowiek, a tak sobie nie radzi w życiu...
Spotkałam w życiu wielu wrażliwców, jedni odpłynęli w odmęty, inni kreują rzeczywistość, tę piękną i lepszą. Zmieniają świat wokół, dla siebie samych i innych. Robią w sztuce w businessie i mediach. Są silni kiedy mogą i słabi kiedy potrzebują. Są dobrymi ojcami, matkami, lojalnymi partnerami w businessie, wielkimi artystami.
Można być wrażliwym i mądrze przeżyć życie lub głupio. Można być niewrażliwym i głupio przeżyć życie, albo mądrze, no może bez tej głębi ostrości.

8 lip 2009

Unikam spamu z ekranu

fot. Renata Plaga

Bolą oczy, kolejny kolejny cud botoksowych ust, a na widowni tłum klakierów. Szklana rozrywka, szkoda czasu dla jednych, dla innych nie szkoda, w tym naszych czasów uroda☺jedni żyją w ,,realu", inni za pośrednictwem telewizora. Jedni kontemplują puste plaże, a inni gokardy. W kwestii preferowanych rozrywek trudno dyskutować o gustach. Również scholastycznym sporem jet dyskusja: czy to media kształtują preferencje widza, czy tylko się do nich dopasowują. Na szczęście jako jednostka wolna mam wybór i zamiast oglądać podskakujące botoksowe usta na ekranie, biorę gazetę do ręki. Polecam reportaż Witka Szabłowskiego w Dużym Formacie, (Gazeta Wyborcza, 3lipca 2009) o Stambule. Jedno z piękniejszych miast, jakie widziałam, zawieszone pomiędzy Europą a Azją, elektryzuje. Niewiele o nim wiedziałam, podniecałam się romantycznymi widokami nad Bosforem. Tymczasem Stambuł to tygiel, wszytko tu kupisz i sprzedasz, to największa poczekalnia dla zdesperowanych imigrantów, z Iranu, Pakistanu, Chin. W tym kontekście impresja Stambuł – pomiędzy Europą a Azją nabiera realnego sensu. Pijąc dobre wino na brzegu Europy trudno myśleć o obywatelach bez kategorii, bez azylu, którzy nie mają nic. Urodzili się w niewłaściwym miejscu, taka karma... Dla zabawy straż graniczna strzela do łódek, czeka, zatonie albo, nie zatonie. Czasami holuje łodzie na ,,bezludne“ wyspy, gdzie niedoszli azylanci czekają na koniec, czasem kilka dni. Martwe ciała wyrzuca morze, a wyspecjalizowane służby uprzątają je przed świtem. Ci Azjaci są brudni, często żyją na śmietnikach, zrobią wszytko za dolara, można do nich strzelać jak do dmuchanych kaczek. Czerpanie przyjemności z okrucieństwa, występuje w przyrodzie, ale rzadko poza gatunkiem homo sapiens...
Ludzie tworzą systemy organizacji społecznej, te sprawiedliwie i te pozornie sprawiedliwe.
Prawo do godnego życiu jest przywilejem, danym mniejszości, choć demokracja to rządy w których rację ma większość.

30 cze 2009

Dokąd teraz

fot. Robi Mackiewicz

Podróże karmią. W podróży spotyka się siebie, ale i nieznanych by znaleźć w sobie nowe sensy.
Moje wakacje są w zimie, bo źle znoszę mrozy i brak słońca.
Jak co roku, pewnie znowu pojadę do Indii, chociaż zawsze pytam siebie, czemu nie Peru, Kuba, Chiny... przyjdzie na to czas. Indie wysysają fizycznie, ale duchowo napełniają do granic możliwości.
W Indiach przeżyłam samą siebie od nowa na wiele sposobów, po każdym powrocie wszystko jest inne. Coś odeszło, przyszło nowe. Obrazkiem to opisałabym to tak: jadę pociągiem z wieloma doczepianymi wagonami, cześć już się zużyła, jest niepotrzebna, część nigdy nie była moja. W Indiach wszytko zbędne od człowieka się odczepia, lęki, smutki, wyuczone emocje. Wraca się z mniejszym balastem, albo z nowymi wagonami bardziej przydatnymi.
W Indiach myśli się o wielu rzeczach naraz.
Co zostawiliśmy, czego nie zdążyliśmy przeżyć
Doświadczamy tutaj stanu pewnego wstrzymania. Dookoła totalny amok, a ty trwasz w spokoju albo nie możesz nadążyć.
Ktoś mi kiedyś powiedział: każdy ma takie na jakie zasłużył, ja moje kocham bardzo i wracam tam znowu jak Koziołek Matołek do swego Pacanowa.

26 cze 2009

Tam gdzie rosną truskawki

fot. Renata Plaga

Są takie dni, rzeczywistość leci z rąk. Umawiasz się z kimś i kompletnie nie wiesz po co, słuchasz spamu, robi się nie dobrze.
Bliscy mają pretensje o wszytko, a dalsi o prawie wszystko. Takie dni nie kończą się szybko. Zabawne, ale to my, nikt inny nie radzi sobie z natręctwami rzeczy martwych i żywych. Tak naprawdę nic się dzieje złego, a nasz umysł wariuje.
Na szczęście gdzieś tam rosną truskawki..., dobrzy ludzie dobrze o nie dbają, a jeszcze lepsi zapraszają na truskawkowe przyjęcia.
I nie chodzi o sterylny wieczór w szpilkach z kieliszkiem szampana w ręku. Po prostu truskawki, w garze na ogniu, gniecione rękoma. Co niektórzy weszli w truskawkowe maseczki.
Pisałam na słoikach, truskawkowe impresje, mieszałam z imbirem w wersji na ostro, i na spokojnie z melisą. Była też body wanilia.
Truskawkowe noce są cudowne pachną kolorem, smakują słodko.

17 cze 2009

Człowiek na linie

fot. Renata Plaga

,,Trzeba zawsze być wolnym i żyć wbrew regułom“ - mówi francuski linoskoczek Philippe Petit, bohater filmu ,,Człowiek na Linie“ – Jamesa Marsha
Stwierdzenie mocne, wyjaśnię tylko, że nie chodzi o łamanie reguł etycznych, lecz ograniczających ról i konwencji. Schemat jest bezpieczny, ale nie rozwija. Życie poza schematem wymaga siły. Człowiek na linie balansuje, ale nigdy nie spada, jest skupiony, zasila go pasja. Bohater filmu połączył wieże WTC przeszedł na linie pomiędzy nimi. Poza służbami porządkowymi, dziękowali, mu ludzie zwykli i Ci z mediów, bo ,,zmienił ich życie“, ,, sprowokował głęboką refleksje nad ich doskonale uregulowanym życiem".
Trudno jest żyć bez asekuracji, obojętnie czy asekuruje nas rodzina, firma ubezpieczeniowa, czy partner. Asekuruje nielubiana praca, bo daje poczucie bezpieczeństwa, związek z letnim uczuciem, ale za to bezpieczny i przewidywalny.
Trudno uwierzyć, ale można w życiu mieć jedno drugie, robić rzeczy z pasją i mieć kasę, być z osobą, naprawdę fascynującą nas kochaną i budować związek opartym na zaufaniu, nie tylko rutynie. Można wszystko, ale autentyczne życie wymaga odwagi, tej której nie da się kupić od żadnego specjalisty czy ubezpieczyciela.
Nie aspiruje do życia na linie, trzymam się wewnętrznego środka. Nie przeszkadzam innym żyć konwencją. Przecież nasze życie jest wyborem ,,troszkę“ zdeterminowanym, ale zawsze naszym wyborem.

11 cze 2009

,,Beta w świni i patyku"

fot. Krzysztof Miller

Znowu nie o podróżach, bo dużo inspiruje w tu i teraz. W warszawskim Tarabuku mieliśmy kameralny wieczór autorski: Poetka i ,,światłoczuły" Sikora w duecie. Po projekcji ,,Kobiety“ – prowadząca spotkanie Magda Rybak, pytała nas o poezje, o życie, o pasję twórczą. Tomek ,,światłoczuła Sikorą“... (czuła na światło wewnętrzne w człowieku) tej ,,pasji" nigdy nie zgubił. Zamiast dalej kontemplować sztukę, trafiłam na ,,biznesowe-urodziny". Było niestandardowo!: zero sztywniactwa, picia na umór i small talków w towarzystwie blond-klonów. Jest ciekawie, jeśli wyjdzie się poza schemat roli. Pod dobrze skrojonym garniturem może się kryć ciekawy człowiek lub nic, tak samo jak pod dobrze wyciągniętym swetrem. Pamiętam historię Tomka Sikory, jak w Australii przeganiali go ze sklepu z luksusową whisky, wyjął z kieszeni 3500 dolarów i powiedział sprzedawcy: by nie oceniał ludzi po wyglądzie. Tak świętował swoje pierwsze duże zlecenie reklamowe.
Jubilat, oddany ojciec rodziny: trójki fascynujących córek, co podkreślał często z dumą, zaczął nagle mówić slangiem dresów. ,,Beta w świni i patyku‘‘ wjechała... (BMW w tapicerce skórzanej i drewnie). Uwielbiam ,,Bete“ za 5 sekund do setki... . Poprzez nowe słowa przełamuję kolejne kody dostępu do rzeczywistości. Lubie się uczyć chyba bardziej na ulicy, niż w murach uniwersytetu. Wieczór skończył się ,,rodzinnie" w Regeneracji, słuchałam dykteryjek z czasów okrągłego stołu. Bo teść Jubilata był jednym ze współautorów naszej demokracji,
Od sztuki, ,,betą w świni i patyku“ dojechaliśmy do polityki, pełen wypas!

3 cze 2009

,,Życie to sztuka wyboru''

fot. A.M. Wierzba

Miało być o podróżach, bo już za nimi tęsknie, ale będzie o wyborach. Tych ważnych i nie ważnych.
,,Życie to sztuka wyboru", paradoksalne, nie cytuje wielkiego myśliciela. Tak kiedyś reklamowały się lody Magnum. Swoją drogą, dobre lody i dobry claim.
Wybieramy ciągle, raz kasza, raz ziemniaki, raz brunetka, raz blondynka. Raz wybiera się łatwo, a raz trudno. Czasem wybiera się na trzeźwo, a czasem na kacu. Są wybory łatwe, sukienka, czerwona czy czarna i trudniejsze, z kim gdzie i co. Od tych trudnych wyborów najchętniej się ucieka. W szkole nie uczą jak wybierać, a pole wyborów człowieka jest praktycznie nieograniczone, choć ezoterycznie zorientowani uważają, że zdeterminowane.
Nikt nie dał mapy wyborów i nie ma szansy wybierać dwa razy to samo, no chyba że w filmie Kieślowskiego: ,,Przypadek“. W wyborach jesteśmy sami, choć doradzają nam prawnicy, psychologowie, lekarze. Pozornie asekurują nasze decyzje, ale nie dają gwarancji. Żaden z nich odszkodowania nie wypłaci za rozpad związku, umoczony business, niezrealizowane marzenia.
W życiowych wyborach pomagają mistrzowie, uczą ciszy. W wewnętrznej ciszy i skupieniu, wybieramy prawdziwie, my, a nie inni za nas.

27 maj 2009

Mała Rumunia w Krakowie

fot. Krzysztof Miller

Za co lubię Kraków, chyba nie za Wawel i pijanych Angoli. Nawet nie za pseudo artystowskie klimaty, bo te prawdziwe, szybko toną w barach.
Uwielbiam tam ludzi, żyją trochę inaczej, mniej się boją czuć i prostu żyć. Tutaj rodzą się najciekawsze pomysły, które potem oglądamy na Pałacu Kultury, albo na World Press Photo. Tutaj znajduję coś więcej poza metkowanym światem, pustymi panienkami, czekającymi na plastikowych kolesi. Tutaj najbardziej lubię się bawić, rozmawiać do rana o sztuce, o życiu, o życiu i sztuce. Nieraz z tych rozmów urodziło się coś: to wspólnie zrobiony film, to wydany album. Idąc w tym duchu, trafiliśmy do krakowskich kamieniołomów. Kwiat polskiej fotografii prasowej, przybyły ze stolicy na obchody 20-lecia Gazety Wyborczej i liczne wystawy w ramach Miesiąca Fotografii zebrał się nieformalnie przy grillu. W kulturalnej atmosferze, winno-piwnych nastrojach przy desce serów i siatce kiełbasy sączyliśmy do rana przy ogniu tematy przeróżne.
Dokument w załączniku, a dzień następny zaczął się bladym świtem na Kazimierzu…

London, London… i NYC

fot. EDI

Miało być, aktualnie, regularnie, a rzeczywistość mnie wycięła mentalnie i odcięła fizycznie od komputera. Jak podróżuje nie piszę, chłonę to nowe całą sobą. O podróżach będzie innych razem, o tym dlaczego tak je kocham i są ważne. O Londynie powiedzieć można wszystko i nic. W Londynie czas mija szybko, od sklepu pubu, od kolacji do kawy - chocholi taniec wyspiarzy. Wyspiarzem może być każdy i nikt nie czuje się lepiej, że brytolem jest, lub gorzej że nie jest. To chyba najbardziej otwarta miejska społeczność. W Londynie tylko dzieła sztuki są stałe, reszta się zmienia. Wychodzisz w słońcu wracasz w deszczu. Leje, wieje, grzeje, ale to nie z powodu zmiennej pogody dotykasz niestałości… Dobrze odda ten klimat cytat z: ,,Filozofii od A do B i z powrotem'' - Andy Warhola: ,,każdy dzień to nowy rozdział, bo nie pamiętam już poprzedniego…“
W Londynie, NY żyje się chwilą, przez chwilę, na chwile i można to pokochać lub nie.
W Warszawie jest inaczej, prosto z lotniska pojechałam do przyjaciela na kolacje. Była ryba po meksykańsku lepsza niż w Meksyku, hinduska chałwa jakiej nigdy nie jadłam w Indiach. Kot miau się dobrze, a zobaczyć go chciałam, bo następnego dnia znowu w drogę do Krakowa, fotokasty czekały.

12 maj 2009

Dokumenty, poproszę...

fot. Renata Plaga

Filmy Planete DOC Review (Festiwal Filmów Dokumentalnych) zmieniają mojego człowieka w środku, przytoczę usłyszane słowa z ekranu na tegorocznym Festiwalu. W istocie w mój człowiek w środku mocno sie porusza, weryfikuje utarte standardy i prawdy absolutne. Dokument ma moc, bo bez kompromisów porusza tematy nie serialowe. Leczy psyche lepiej niż psychoanalityk, z pewnym skutkiem. Głęboka prawda o pasji, o sile człowieka, jego pięknie i absurdzie, to wszystko jest w kinie! W leniwą sobotę, trafiłam przypadkiem z kolegą radiowcem na genialny dokument o senegalskim muzyku Youssou N’Dour. Film o głębokiej pasji, która po prostu w człowieku jest, niewrażliwa na krytykę i opresje systemu politycznego. Youssou – bohater filmu ma śpiewanie we krwi, ,,dziadek śpiewał dla króla“ – mówi jego matka. Genialny pieśniarz wykrzykuje na scenie prawo człowieka do wolności i godnego życia, z pasją oddaje hołd religii i tradycji w której został wychowany. Jest autentyczny, jako buntownik i piewca Mahometa. Przekonuje w rozmowie z twardogłowymi politykami w Washingtonie tak samo jak na scenie Carnegie Hall i pod bramami magicznego Fezu…
No proszę, a miało być o powadze dokumentu, a zachwycam się filmem jak tani recenzent.
Hmm, mój człowiek w środku się zmienia…

(Warszawa, 10 maja 2009)

6 maj 2009

Sam na sam z roszponką…

Czy może być coś bardziej absurdalnego, piątkowy wieczór z roszponką, podaną nie wymyślnie, na płaskim talerzu. Coś z niczego w pięć minut i proszę.

Ten piątkowy wieczór miał być zupełnie inny, ale świat zaskakuje, lepiej się z tym pogodzić, niż łudzić.
Plany rozpełzły się z koleżeństwem, ja w swej determinacji uratowałam kino. ,,Milioner ze slamsów“ - nowy film Boyla jest genialny, trzyma w napięciu jak dobry horror, bawi jak bollywoodzka szmira. Wyciska łzy, pokazując prawdę na którą trudno się zgodzić.
Po tej krótkiej reklamie światowej kinematografii, wróćmy do roszponki, bo ona jest bohaterką dzisiejszego wieczoru.
Podałam ją sama sobie z lekko zeszkloną białą cebulą i awokado, z odrobiną sproszkowanej kolendry, przywiezionej z Indii, żeby jakoś powiązać kulinarną część wieczoru z kulturalną i… zalałam to wszytko olejem z pestek dyni, posypałam solą morską, popiłam Otazu, Berquera 2001 Reserva.
Samotne wieczory mają swój urok, oczywiście pod warunkiem, że nie rwiemy sobie włosów z głowy, że nie siedzimy z ukochanym w nastrojowej restauracji, smakując lobstera, popijając Chablis.
Autentyczna bliskość z drugim człowiekiem jest niezastępowalna, ale nic nigdy nie jest dane na zawsze. Pokochać piątkowy wieczór z roszponką to nie lada sztuka.
(Warszawa, 27 lutego 2008)