27 maj 2009

Mała Rumunia w Krakowie

fot. Krzysztof Miller

Za co lubię Kraków, chyba nie za Wawel i pijanych Angoli. Nawet nie za pseudo artystowskie klimaty, bo te prawdziwe, szybko toną w barach.
Uwielbiam tam ludzi, żyją trochę inaczej, mniej się boją czuć i prostu żyć. Tutaj rodzą się najciekawsze pomysły, które potem oglądamy na Pałacu Kultury, albo na World Press Photo. Tutaj znajduję coś więcej poza metkowanym światem, pustymi panienkami, czekającymi na plastikowych kolesi. Tutaj najbardziej lubię się bawić, rozmawiać do rana o sztuce, o życiu, o życiu i sztuce. Nieraz z tych rozmów urodziło się coś: to wspólnie zrobiony film, to wydany album. Idąc w tym duchu, trafiliśmy do krakowskich kamieniołomów. Kwiat polskiej fotografii prasowej, przybyły ze stolicy na obchody 20-lecia Gazety Wyborczej i liczne wystawy w ramach Miesiąca Fotografii zebrał się nieformalnie przy grillu. W kulturalnej atmosferze, winno-piwnych nastrojach przy desce serów i siatce kiełbasy sączyliśmy do rana przy ogniu tematy przeróżne.
Dokument w załączniku, a dzień następny zaczął się bladym świtem na Kazimierzu…

London, London… i NYC

fot. EDI

Miało być, aktualnie, regularnie, a rzeczywistość mnie wycięła mentalnie i odcięła fizycznie od komputera. Jak podróżuje nie piszę, chłonę to nowe całą sobą. O podróżach będzie innych razem, o tym dlaczego tak je kocham i są ważne. O Londynie powiedzieć można wszystko i nic. W Londynie czas mija szybko, od sklepu pubu, od kolacji do kawy - chocholi taniec wyspiarzy. Wyspiarzem może być każdy i nikt nie czuje się lepiej, że brytolem jest, lub gorzej że nie jest. To chyba najbardziej otwarta miejska społeczność. W Londynie tylko dzieła sztuki są stałe, reszta się zmienia. Wychodzisz w słońcu wracasz w deszczu. Leje, wieje, grzeje, ale to nie z powodu zmiennej pogody dotykasz niestałości… Dobrze odda ten klimat cytat z: ,,Filozofii od A do B i z powrotem'' - Andy Warhola: ,,każdy dzień to nowy rozdział, bo nie pamiętam już poprzedniego…“
W Londynie, NY żyje się chwilą, przez chwilę, na chwile i można to pokochać lub nie.
W Warszawie jest inaczej, prosto z lotniska pojechałam do przyjaciela na kolacje. Była ryba po meksykańsku lepsza niż w Meksyku, hinduska chałwa jakiej nigdy nie jadłam w Indiach. Kot miau się dobrze, a zobaczyć go chciałam, bo następnego dnia znowu w drogę do Krakowa, fotokasty czekały.