29 cze 2011

Mr busy

fot. Renata Plaga

Na świecie, trendy jest być slow. Zarządzać własnym czasem i żyć po swojemu. Dużo i ciężko pracują tylko pechowcy. Albo szczęśliwcy, u których praca i pasja idą w parze. W latach 90-polski wczesny kapitalizm lubił ludzi ,,zarobionych”. Nawet jak nie było co robić w biurze, to i tak coś się robiło. Słynne były nerwowe przebieżki ,,zarobionych" pracowników do ksero, ze stertą papieru. Dziś już chyba nawet studenci takich praktyk nie stosują. W Warszawie, nie wiedzieć czemu, wciąż modnie jest nie mieć czasu. Nieważne czy trwoni się go na bezpłatne nadgodziny, czy w galeriach handlowych. Wieczory i weekendy zapychają ,,ważne" biznesowe rauty. Zostaje po nich kac i poczucie zmarnowanego czasu. A tyle rzeczy umyka. Tych pięknych, namiętnych, po prostu miłych.
Tym najbardziej zarobionym ciągle coś się przydarza. Pęknięta rura, mandat, guma i milion rzeczy, które powodują, że muszą być jeszcze bardziej zarobieni.

Czasami wygodnie jest być zarobionym. To bardzo przydatne dla abnegatów. Zarobieni przecież nie muszą odpisywać na maile, oddzwaniać... takie tam kurtuazyjne dyrdymały. Elementarne zasady kultury komunikacji nie dotyczą zarobionych. Nie mają na nie czasu. Dobrze, że świat orientuje się ku slow. Schamiał trochę przez tych ,,zarobionych".

1 komentarz:

  1. oj, prawda, prawda. najłatwiej powiedzieć "nie mam czasu". a przewrotna prawda jest taka, że im więcej ma się zajęć, tym czasu ma się więcej. "nie mam czasu" to po prostu eufemizm na "odp... się".

    OdpowiedzUsuń