4 gru 2009

PR na co dzień i od święta

fot. Tomek Sikora

Przed świętami się bywa dużo, spotkania biznesowe z klientami, wieczory firmowe i imprezy okolicznościowe. Często poza kacem i zgagą niewiele po nich zostaje, ale wpisały się na dobre w kulturę korporacyjną. Tutaj pole do popisu mają spece od ,,eventów” i PR-owcy. PR w Polsce to ciekawe zjawisko. Jest kilka szanowanych agencji, zatrudniających ludzi o wysokiej kulturze osobistej i kompetencji, ale standardy branży... . No cóż może to trochę tak, jaki public takie relations. Ostatnio byłam gościem w elitarnym Klubie Polskiej Rady Biznesu. Motyw przewodni eventu: Chopin. Fotografia kolekcjonerska, przyjemny akompaniament młodej utalentowanej pianistki. Sponsorzy wymarzeni!!!. I psująca nastrój obytej klienteli PR-ówka. Żenada!!! Zagajała co chwila: w stylu ,,teraz skończyliśmy tę nudną cześć, i przejdziemy do atrakcji”. Dla wyjaśnienia dodam, nudna cześć: krótkie, rzeczowe wprowadzenie do rynku fotografii kolekcjonerskiej i dwa słowa od artysty, rzeczone atrakcje: to degustacja potraw. Po ,,antrakcie muzycznym w przerwie między atrakcjami" PR-ówka brnie dalej: dziękuje Pani pianistce, ma pewne zastrzeżenia do interpretacji, ale radzi Artystce dalej pracować. PR-ówka, jak widać robi za profesjonalne ucho niezależne także.
Nie wiem, dlaczego salony mają taki PR. Oczywiście ,,atrakcji" nie zabrakło, bo nikt nie prosił o dokładkę kotleta. Pianistka, ta co robiła za ,,antrakt między atrakcjami" bisowała na prośbę publiczności trzy razy. Wino się skończyło, ale przybyłym gościom ani klasy, ani zasobności portfela nie zabrakło by zapłacić za butelkę wina z dobrą apelacją, w dobrym roczniku. Są rzeczy do wyuczenia i te do wyczucia. Wyuczone dobrze pracują na ,,meetingu” regionalnych menedżerów sprzedaży np.: garnków Zepter albo golarek X. Tam kotlet z przygrywką jest ,,atrakcją" na właściwym miejscu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz