17 gru 2010

Angel or dust

,,W moim początku jest mój kres”, pisał T.S. Eliot. Mocne, ale nieuchronne. Żyjesz i nagle już nie. Śmierć bardziej dotyka, tych co zostają. Gdy odchodzą piękne dusze, czegoś brak. Każdy może żyć pięknie, z pasją, autentycznie, na maxa. Nie każdy z chce. Kiedy odchodzi gnuśny i podły, ziemia lekką mu jest. W następnym wcieleniu coś nadrobi... a może nie. Koncepcja reinkarnacji, to kwestia wiary. Piekło i niebo też są względne, szczególnie na ziemi.
Zaskoczyła mnie śmierć Mirka Olszówki. Był chory, ale śmierć? Była czymś tak od niego odległym. Wciąż kreował, tak prawdziwie... Stawał na głowie by zrobić Festiwal,,Inne brzmienia” i... brzmiało. Pokazywaliśmy tam z Tomkiem Sikorą tam,,Kobietę” i ,,Uszłyszane w ciszy”. Festiwalowy klimat był wart więcej niż wygrana w Totka. Wciąż jeszcze nie wszystko da się kupić, w świecie gdzie na sprzedaż jest już prawie wszystko. Może właśnie to ,,prawie” jest najcenniejsze. Olszówki już nie ma, dawał z siebie, chyba czasem więcej niż mógł. Emanował taką energią, że wszystko wokół stwało się możliwe! Jak w piosence Voo Voo...
Dlaczego tak piękni ludzie odchodzą tak nagle, tak młodo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz